piątek, 10 maja 2013

Wigilia i Gdzie my jesteśmy??? by Carmen and Natalie [Wtorek]

 Perspektywa Carmen

Obudziło mnie lekkie szczypanie w palec. Gdy zignorowałam je, przybyła kolejna fala, lecz tym razem mocniejszego kłucia. Zabrałam tylko rękę i leżałam dalej.
-Ałć! Rose, co ty wyprawiasz! Aaaaaa... no tak, miałaś mnie obudzić, przepraszam.- pogłaskałam lekko ptaka po główce. Ten podskoczył z radości, że wreszcie udało mu się obudzić właścicielkę. Usiadłam na kołdrze i spojrzałam na zegarek. Jest dosyć wcześnie. Chyba trochę b a r d z o wcześnie. Szybko ubrałam się w szaty, związałam włosy i wybiegłam z pustego pokoju. Wszystkie dziewczyny z mojego dormitorium wyjechały na święta do rodziców. Ja chciałam zostać, by trochę porozglądać się po zamku. W pokoju wspólnym nikogo nie było. Dziwne. Umawiałam się z Paulem, że przyjdzie. Znowu weszłam po schodach, tym razem do sypialni chłopców. No jasne! Chłopak nadal smacznie spał! Wzięłam jakąś poduszkę z wolnego łóżka, bo tutaj także został tylko (oprócz Paula) Max i rzuciłam z impetem w śpiącego. Ten nawet się nie poruszył.
-Paul! Wstawaj!- krzyknęłam półgłosem. On jęknął coś w stylu "jeszcze tylko pięć minut" i poszedł dalej spać. Zaczęłam nim mocno trząść i wreszcie podniósł się odrobinę. Gdy mnie zobaczył, najpierw chciał krzyknąć pewnie co ja tu robię, przecież to jest męska sypialnia, ale po jego minie, zrozumiałam, że przypomniał sobie o naszej "umowie", jeśli można to tak nazwać. Wyszłam, by mógł się przebrać i ruszyliśmy w końcu w kierunku tajemniczego siódmego piętra.

Gdy już nastał ranek, wróciliśmy zrezygnowani, że nic nie odkryliśmy i ja zaczęłam pisać list do rodziców z życzeniami.
-Natalie? Jak ty tu... Co ty tu...- wykrztusiłam widząc krukonkę w pokoju wspólnym gryffindoru.

(reszta była w perspektywie Natalie :P)
Perspektywa Natalie

Ze snu obudził mnie promyk słońca. Delikatnie otworzyłam powieki i spojrzałam na okno. Z nieba padał śnieg, ciągnęło mnie, żeby jak najszybciej znaleźć się na dworze. Przewróciłam się na drugi bok. Wszystkie łóżka były puste, tylko Noelle słodko spała. No tak! Dzisiaj przecież wolne! Wyszłam spod kołdry i odrazu poczułam zimno na całym ciele. Pospiesznie przebrałam się w szaty i sprawdziłam jak miewa się mój znak. O dziwo krew i jad przestały lecieć, zostawiły po sobie tylko ślad. Otworzyłam okno i wzięłam głęboki wdech, nie ma jak świeże powietrze. Wyciągnęłam rękę i nałapałam parę płatków śniegu, lecz po kilku minutach stopniały pod wpływem mojego ciepła. Wytarłam dłoń i poszłam do pokoju wspólnego. Szybko chwyciłam jakąś książkę i usiadłam na kanapie. Po kilku minutach, usłyszałam za sobą głos .
-Dopiero co wstałaś, a już czytasz?-
Odłożyłam książkę i obróciłam głowę, za mną stała Noelle.
-Idziemy na śniadanie?-spytałam, a ona potaknęła. Poszłyśmy do Wielkiej Sali. Siadając przy stole z niewielką ilością krukonów, zauważyłyśmy, że pomieszczenie jest specjalnie udekorowane. Przy ścianach stały choinki, a z dachu sypał śnieg. Zaczęłyśmy jeść, po chwili odezwał się dyrektor.
-Jak wiecie, dzisiaj jest Wigilia i zorganizujemy specjalnie na tę okazję kolacje.- ogłosił krótko i usiadł. Po posiłku wróciliśmy do wieży zachodniej. Pokój również był udekorowany, a przy kominku stała choinka.
-Włóżmy tam prezenty, ale otworzymy dopiero po kolacji.- powiedział wychodzący z dormitorium Peter. Pobiegłam do mojego kufra i wyciągnęłam książkę którą dam Noelle. Dla Petera miałam lekki problem co do prezentu, no ale czy muszę mu coś dawać? Zapakowałam dla Carmen jej ulubione czekoladki i mugolskie pióro, które specjalnie zabrałam z myślą o niej. Położyłam prezent dla krukonki pod choinką i pobiegłam do obrazu z Grubą Damą. Korzystając z tego, że jakiś chłopak wychodził, potajemnie się wślizgnęłam. Położyłam swój prezent pod drzewo i poszłam sprawdzić czy jej nie ma. Weszłam po schodach do dormitorium dziewcząt. Carmen kończyła pisać list, pewnie do rodziców. Po pewnym czasie zauważyła mnie.
-Natalie? Jak ty tu... Co ty tu...- spytała z dezorientacją.
-Wślizgnęłam się pod obrazem jak jakiś chłopak wychodził.- uśmiechnęłam się.- Do kogo piszesz?-spytałam.
-Do rodziców. Wiesz. Życzenia.- odparła nie odrywając wzroku od kartki.
-Co ty na to, żeby spędzić ten dzień razem?-spytałam. Rzadko wspólnie spędzałyśmy czas, ciągle te lekcje, inne domy, dodatkowe zajęcia i masa innych rzeczy. Zatęskniłam do tych chwil, kiedy to byłyśmy tylko my dwie i nasz tajemniczy ogród.
-Dobra. Co robimy najpierw?-
-Może pójdziemy na dwór? Jest piękna pogoda!- powiedziałam, a ona potaknęła. Umówiłyśmy się przed Wielką Salą, ponieważ musiałam jeszcze pójść po czapkę i szalik. Pobiegłam pędem w stronę wieży zachodniej. Kiedy tak biegłam, koło mnie dryfował w powietrzu Irytek.
-Dokąd się tak spieszysz?- spytał szczerząc złośliwie zęby.
-Donikąd i wszędzie zarazem.- odpowiedziałam bez cienia zainteresowania. Dotarłam szybko do drzwi i zastukałam kołatką. Udzielając poprawnej odpowiedzi, wbiegłam i pospiesznie założyłam czapkę, szalik i rękawiczki. Znowu rzuciłam się do biegu i po paru minutach dotarłam pod drzwi Wielkiej Sali.

Perspektywa Wspólna

-Chodźmy.- powiedziała Carmen, kiedy Natalie dotarła na miejsce. Wyszły na zewnątrz i zaczęły spacerować.
-Wiesz co?-spytała Natalie.
-Co?-
-Wczoraj byłam w nieczynnej łazience i widziałam tego ślizgona.-
-Co on tam robił?- spytała Carmen marszcząc brwi.
-Podszedł do jednej z umywalek i powiedział coś w języku wężów i...-
-Języku... jakim?- przerwała jej gryfonka.
-Język węży. Mają go tylko potomkowie Salazara Slytherina, dzięki niemu rozumieją co mówią węże i mogą porozumiewać się z innymi ludźmi, którzy też go umieją.- wytłumaczyła krukonka.
-W bibliotece raczej by nic na ten temat nie napisali. Skąd to wiesz? .- zaciekawiła się Carmen.
-Od Tony'ego...- zarumieniła się lekko Natalie.
-No i co dalej robił ten ślizgon?- spytała zaciekawiona.
-Umywalka odsunęła się i wskoczył do jakiejś dziury.- powiedziała.- Ciekawa jestem gdzie ona prowadzi...-
-Sprawdźmy to.- rzekła, gdy dotarły nad zamarznięte jezioro.
-Myślisz, że utrzyma mój ciężar?- spytała Natalie, a Carmen wzruszyła ramionami. Krukonka postawiła nogę, a lód nie rozłamał się. Weszła na niego i zaczęła jeździć jak na łyżwach. Po kilku sekundach zabawy dołączyła do niej Carmen. Obie robiły slalomy i niekiedy piruety. Zza drzewa, dziewczyny usłyszały trzask łamanych gałęzi, podeszły sprawdzić kto wydał owy hałas. Zobaczyły tam pierwszoroczną ślizgonkę z brązowymi włosami.
-Czemu nas śledzisz?- spytała Natalie.
-A co ci do tego?- warknęła szatynka.
-Kim jesteś?- spytała Carmen.
-Centaurem wiesz...- prychnęła.
-Carmy, to jest Cassandra Kaped, czysto-krwista czarodziejka.- oznajmiła krukonka.
-A ty to pewnie Natalie Blueye?-spytała ślizgonka.
-Skąd mnie znasz?-zdziwiła się.
-Wieści szybko się roznoszą.- uśmiechnęła się.- O twoim talencie czytania w myślach mówi cała szkoła. A ty to pewnie Carma Amako.- powiedziała.
-Carmen Anail.- poprawiła ją gryfonka.
-A kogo to obchodzi? Jesteś zwykłą SZLAMĄ która jakimś CUDEM jest metamorfomagiem.- zadrwiła z niej. Carmen cała poczerwieniała ze złości.Włosy przybrały lekko rudawy kolor i dziewczyna w mgnieniu oka wyciągnęła różdżkę z szaty i rzuciła zaklęcie.
-Expelliarmus!-
-Protego!-
Natalie dołączyła się do bójki, która trwała już dość długo.
-Impedimento!- ktoś krzyknął zaklęcie i wszyscy spowolnieli. Między dziewczynami stanął profesor Snape.
-Co wy wyprawiacie?- syknął na nie.
-Cassandra nazwała mnie SZLAMĄ!- krzyknęła Carmen na swoją obronę.
-To prawda?- spytał się ślizgonki.
-Nie profesorze! One się na mnie rzuciły!- powiedziała udając płacz.
-To kłamstwo!- krzyknęła Natalie.
-Cisza!- rzekł Snape.- Minus 15 punktów dla Gryffindoru i Ravenclawu.- powiedział i odszedł ze szlochającą Cassie. Kiedy zniknęli już w zamku, odezwała się gryfonka.
-I gdzie tu sprawiedliwość?!- powiedziała naburmuszona i przykucnęła pod drzewem. Natalie zaczęła lepić kulę.
-Co robisz?-
-Bałwana.-
-Nie lepiej to zrobić magią?-
-A nie wolisz normalnego sposobu?-
-Nie.-
-Ty bałwanie.- powiedziała żartobliwie Natalie i zaczęły robić wspólnie kulę. Po godzinie miały już gotowego bałwana.
-Chodźmy na obiad.- rzekła Carmen, a jej przyjaciółka potaknęła na znak zgody, obie podążyły do Wielkiej Sali. Dosiadły się do stołu gryfonów, gdzie siedzieli ich znajomi. Nałożyły sobie obiad i posypały się pytania.
-Co robiłyście na dworze?- spytała Noelle.
-Korzystałyśmy ze śniegu.- odpowiedziała Carmen.
-I w ten sposób straciliście 15 punktów?- spytał żartobliwie Paul.
-To przez tę żmije, Cassandre.- powiedziała Natalie i wskazała głową na szatynkę. Po posiłku poszły na spacer po szkole, a Carmen zahaczyła o swoje dormitorium, aby wysłać list do rodziców. Kiedy byłyśmy już w sowiarni, gryfonka znalazła Rose i powiedziała.
-Zanieś to moim rodzicom.-
Kiedy sowa odleciała, Natalie oznajmiła, że trzeba wracać, bo zaraz kolacja, a szły tu kilka godzin. Poszły od razu do Wielkiej Sali na ucztę.
***
Po posiłku dziewczyny szły korytarzem i zawędrowały do łazienki Jęczącej Marty. Pospiesznie schowały się w kabinie, gdy usłyszały kroki ślizgona. Podszedł do umywalki i zaczął mówić coś w języku węży. Kiedy skończył, Carmen nadepnęła Natalie na stopę, a ta powiedziała ,,Ała" i zakryła dłonią usta. Chłopak obrócił się do tyłu, myśląc, że to Jęcząca Marta (dar Natalie), lecz potem wskoczył do czarnego dziury.
-Wchodzimy tam?- spytała szeptem krukonka.
-Raz kozi śmierć.- powiedziała jej przyjaciółka. Dziewczyny wyszły z kabiny i skoczyły za ślizgonem. Spadały na dół i znalazły się na szczątkach zwierzęcych kości, dokładnie jakichś gryzoni, bo szkielety były małe i dosyć łamliwe. Przeszły przez ścianę kamieni, ale chłopaka nie było, pewnie poszedł dalej, bo wielke i okrągłe drzwi, były otwarte. 
-Co teraz robimy?- spytała Carmen. Jej przyjaciółka nic nie odpowiedziała, tylko weszła do drugiego "pokoju". Carmen podążyła za nią.
Znalazły się w pomieszczeniu dosyć chłodnym i niezbyt przyjaznym. Po bokach dróżki widniały wielkie, kamienne posągi węży. Wszędzie było pełno wody. Co jakiś czas w ścianie była dziura, jakby na ścieki, lecz ścieków to nie przypominało. Na środku sali stał kolejny posąg, tym razem człowieka. Krukonka podeszła do wyrzeźbionego mężczyzny i zamyśliła się.
-Salazar Slytherin...- przejechała ręką po skale. Nagle usłyszały głośny huk, wrota zamknęły się bezpowrotnie. Podbiegły szybko i zaczęły w nie walić wołając pomocy.
-Macie karę, za to, że mnie śledziłyście.- krzyknął chłopak. Dało się usłyszeć jego kroki, cichnące z każdą sekudną. Carmen usiadła na podłodze z załamanymi rękami, a Natalie dalej nawoływała pomocy. W końcu przestała, iż wiedziała, że to nie miało najmniejszego sensu, byli przecież poziomem na równi z lochami.
-Gdzie my jesteśmy???- spytała Carmen.
-Jesteśmy w miejscu dostępnym jedynie dla wężoustych...- rzekła.
-Mów jaśniej.- warknęła z załamaniem.
-W Komnacie Tajemnic...

1 komentarz:

  1. Przeczytałam :P
    No w końcu doczekałam się dłuższego wątku z Cassie xD
    Nata: Cas ma się w kimś zabujać, ale owy ktosiek ma ją na początku olewać :P
    Marta: Bez zastrzeżeń. I tak jesteś zaczepista :* (bez obrazy Nata xD)
    Dawajcie next'a :D

    OdpowiedzUsuń