piątek, 29 marca 2013

Drugie blogi :P

Hej!
Chcę Wam zaprezentować nasze nowe blogi.
Ja (Carmen) piszę bloga o włoskiej szkole magii, a Natalie o greckiej i o założycielach Hogwartu ;)

Serdecznie Was zapraszam do czytania :3
Mój drugi blog ;3
http://carmel-story.blogspot.com/
Blogi Natalie

Dziękujemy :*

Lekcja latania na miotle by Natalie [Poniedziałek]

Obudziłam się. Śniła mi się kolejna konfrontacja z wierzbą bijącą. Zerknęłam na dziewczyny spały wszystkie.   Spojrzałam na zegarek, 5:49. Spróbowałam jeszcze zasnąć.
Byłam koło wierzby bijącej. Próbowałam skraść się do dziury którą ma pod sobą. Niestety przez przypadek  potknęłam się o jej konar. Zanim wstałam znowu zaczęła bić gałęziami. Jedna wylądowała tuz koło mojej głowy. Druga celowało prosto we mnie...
Przerwałam sen nie chcąc poznać zakończenia. Wszystkie dziewczyny już się obudziły, ja poszłam w ich ślady. Ubrałam się w szatę, uczesałam włosy i po chwili byłam gotowa. Poczekałam na Noelle i Mie, razem wyszłyśmy z dormitorium. W pokoju wspólnym czekali na nas Nick i Nathan.
-Jak tam weekend z chłopakami?-spytała Mia.
-No...było fajnie.-powiedział Nathan. Razem poszliśmy na śniadanie. Zjadłam płatki z mlekiem, kiedy wszyscy uczniowie zjedli, wyszliśmy z Wielkiej Sali. Zobaczyliśmy grupkę pierwszoroczniaków pchających się do tablicy ogłoszeń. Kiedy każdy przeczytał informacje tam zawartą, podeszliśmy bliżej.
-No tak! Dziś są pierwsze lekcje latania, dla krukonów i puchonów!-oznajmił z entuzjazmem Nick. Tak długo wyczekiwałam tej lekcji, że aż o niej zapomniałam! Zniknęliśmy w tłumie uczniów, próbując dostać się do klasy transmutacji.
***
Te cztery lekcje, ciągnęły się nieubłaganie. Na transmutacji zmienialiśmy kolor guzików, Snape jak zwykle zadał zadanie domowe, na zaklęciach ćwiczyliśmy Nox- przeciwieństwo lumos, a na historii magi, gadaliśmy znowu coś o goblinach. Siedzieliśmy na obiedzie, wszyscy dookoła rozmawiali o tym jak zahamować na miotle i w ogóle. Szybko zjedliśmy i popędziliśmy na błonia, bo tam miała odbyć się pierwsza lekcja. Miotły leżały przy drzewie, a nauczycielka przywitała nas i kazała nam wziąć miotły.
-Nie ociągać się! Stańcie po prawej stronie miotły,a leworęczni po lewej. Wyciągnijcie rękę i powiedzcie ,,Do mnie". Potem usiądźcie na miotle, odepchnijcie się od ziemi i na chwile zawiśniecie w powietrzu.- powiedziała pani Hooch. Wnet dało się słyszeć okrzyki ,,Do mnie". Wyciągnęłam rękę i krzyknęłam.
-Do mnie!-miotła tylko na chwilę uniosła się od ziemi, potem jednak upadła. Powtórzyłam okrzyk i miotła prawie dosięgnęła mojej ręki. Za trzecim razem, udało się, ale dla pewności, że to umiem, popróbowałam jeszcze parę razy. Kiedy wszyscy trzymali już miotły w ręku, na znak pani Hooch mieliśmy odepchnąć się od ziemi. Przełożyłam nogę, trzymałam się za trzonek dwiema rękami i usiadłam na miotle.
,,- To nie może być trudne."-pomyślałam. Nauczycielka zagwizdała i odepchnęliśmy się od ziemi. Zawisnęliśmy parę metrów nad ziemią. Dobrze, że nie mam lęku wysokości. Po paru minutach wylądowaliśmy.
-Na następnej lekcji będziemy ćwiczyć hamowanie. Do zobaczenia.-powiedziała pani Hooch.
***
Po obronie przed czarną magią, wszyscy byli w pokoju wspólnym. Trwały tam dyskusje, na temat latania na miotle. I już niedługo, mianowicie za 3 tygodnie, pierwszy mecz Quidditcha. Odrobiliśmy lekcje, a potem powiedziałam paczce o tym pokoju, w którym byłam z Carmen. Potem po prostu zasnęliśmy.

czwartek, 28 marca 2013

Głupie drzewo -,- by Carmen and Natalie [Niedziela]

Carmen wstała powoli z łóżka i przeciągnęła się. Ubrała się w szaty i wyszła z sypialni.
-Hej C a r m e l k u, gdzie idziesz?- zapytał Paul szczerząc zęby.
-Umówiłam się na dzisiaj z Natalie.- odpowiedziała, zmierzając ku wyjściu.
Pobiegła po schodach do Wielkiej Sali. Natalie czekała przy stole Krukonów...

Natalie otworzyła oczy. Była cała zalana potem, pewnie znowu zły sen. Wstała szybko, wzięła coś do pisania i kartkę.
Noelle i Mio.
Spędzam dziś dzień tylko z Carmen. 
Natalie
Ubrała się w szaty i popędziła do Wielkiej Sali. Szybko tam trafiła i przy swoim stole czekała na przyjaciółkę.

Carmen usiadła obok Natalie i wzięła gofry na talerz.
-Hej. Długo czekałaś? Mmmmm.... Umieram z głodu...- powiedziała biorąc wielki kęs.
-To widać...Czekałam na ciebie tylko 5 minut.-odparła Natalie nakładając parówki.
-Gdie ijemy najperf.... *Gul* To znaczy... Gdzie idziemy najpierw?-
-Możeee... na błonia?-
-Spoczko, mi pasuje.- dziewczyny dokończyły jedzenie i wstały od stołu. Ruszyły w stronę schodów. Szły dość długo.
-Może to te drzwi?- Carmen wskazała na drewniane drzwi.
-Zobaczymy...Ty wiesz w ogóle gdzie my idziemy?!-zapytała Natalie.
-No chyba...do tej wieży z zegarem...Nie?- Krukonka przytaknęła głową i otworzyły tajemnicze drzwi...
W środku ujrzały długi korytarz rozchodzący się na dwie drogi. Było tam dużo pajęczyn i kurzu, widać, że dawno tam nikt nie zaglądał. Dziewczynki poszły w prawo. Parę metrów dalej znowu rozwidlenie dróg. Tym razem ruszyły w lewo. Niestety, natrafiły na ślepy zaułek.
-To gdzie idziemy?- rzekła Carmen.
-Może w druga stronę?- Natalie wskazała na kolejny korytarz.- Wydaje mi się, że to tutaj... Ałć!- Krzyknęła pocierając głowę.
-To chyba jednak tam... A może nie... To gdzie w końcu? Żadnych innych drzwi!-rozpaczała Carmen.
,,-Chcę, żebyśmy wreszcie znalazły jakieś inne drzwi!"-pomyślała krukonka.
Za rogiem o dziwo ujrzały wielkie mosiężne drzwi. Gryfonka podeszła do nich powoli. Pociągnęła za klamkę, a te uległy pod ciężarem jej dłoni. W środku zauważyła jakąś łąkę. Podeszła bliżej. Jeszcze jakaś chatka, podobna do domku Hagrida. Natalie złapała przyjaciółkę za ramię. Obie weszły powoli do tajemniczego "pokoju". Wszystko wyglądało dokładnie tak, jakby były na błoniach. Obróciły się, by spojrzeć na drzwi, ale ich nie było. Tylko kamienny krąg i most, prowadzący z dziedzińca, do miejsca w którym aktualnie się znajdowały.
-Czy... czy to są... błonia? Jak my tu... przecież... ale...- Carmen stała w osłupieniu.
-Nie mam pojęcia...potem to sprawdzę...-rozglądnęła się.- Patrz! To chyba Kieł! O! Cześć Hagrid!-
-Witajcie. Właśnie idę na spacerek z Kłem. To ty Carmen? Fajne włosy.- Hagrid uśmiechnął się do dziewczyny.
-Zmieniłam na jakiś czas mój... eee... styl...- Carmen zaczerwieniła się lekko.
-Możemy iść z tobą na spacer?- spytała Natalie. Olbrzym zgodził się. Ruszyli w stronę Zakazanego Lasu.

***
Po wyjściu z lasu, zobaczyły co kryje się za nim. Znajdowali się na dużej polanie, Natalie dobrze znaną. Była   tam mała sadzawka, z której wodę popijały jednorożce. Przed nimi, pegazy uczyły młode skrzydlate źrebiątka latać, a co jakiś czas, zlatywały się także hipogryfy.
-Ale tu pięknie.- powiedziała z zachwytem Carmen.
Hagrid położył wiadra z jedzeniem na trawie i odezwał się do nas.
-Pomożecie mi karmić moje maleństwa?-przytaknęły. W jednym wiadrze były jabłka, w drugim mięso, w trzecim siano. Hagrid dał im na po parę kostek cukru, ponieważ miały zajmować się końmi. Powiedział jak każde stworzenie się nazywa i żeby nie robić przy nich żadnych gwałtownych ruchów, bo się przepłoszą. Natalie podeszła do pegazów, Carmen zaś do jednorożców. Wykarmiły już wszystkie konie, na koniec zostając przy swoich ulubieńcach.
-Chcesz jeszcze Havenmist?-spytała krukonka pegaza, podsuwając jej pod pysk kostkę cukru. Skrzydlata faworytka, była cała biała, pewnie stąd wzięło się jej imię od nieba i mgły, po za tym była dość młodą klaczą. Carmen głaskała szarawego jednorożca z małymi plamkami, też była dość młoda.
-Masz Violett.-powiedziała gryfonka dając jej małe jabłuszko. Kiedy jadła, dziewczynka głaskała ja po grzywie. Natalie podeszła do swojej przyjaciółki, a za nią jej "faworytka".
-Carmen, poznaj Havenmist.- powiedziała tak, jakby przedstawiała swoją znajomą.
-To jest Violett.-powiedziała do krukonki. Obie zaczęły głaskać konie. Dziewczynki uzgodniły ze sobą, że zamieniają się "stronami". Natalie poszła do jednorożców, a Carmen do pegazów. Tym razem nie karmiąc, znalazły konie, które najbardziej im się spodobały. Gryfonka głaskała kasztanowego pegaza, o imieniu Percy. Do krukonki natomiast jako pierwszy podszedł czarny jednorożec, Heyday. Kiedy zajęte były końmi, Kieł podjadał po kawałeczku mięso. Hagrid go w końcu upomniał, ale ten jakby nigdy nic, dalej podjada. Kiedy gajowy nakarmił już hipogryfy, powiedział.
-Widzę, że zaprzyjaźniłyście się końmi.-dziewczyny uśmiechnęły się.- Niestety musimy już iść.-dodał ze smutną miną. Pożegnały się z fantastycznymi istotami i wróciły na błonia.
***
Podążali do chatki gajowego, kiedy uwagę dziewczynek zwróciło dziwne drzewo. Zauważyły małą norkę pod nim, w której były nornice. Kieł bez zastanowienia, kiedy usłyszał piski, rzucił się w pogoń do drzewa. 
-Hagrid...co to za drzewo?-spytała z ciekawości Carmen.
-Wierzba bijąca, a co?-
-No bo...Kieł własnie do niej poleciał...-dodała Natalie. Hagrid upuścił puste wiadra i popędził do wierzby. Drzewo machało gałęziami i mocno waliło w ziemię. Biedny Kieł skomlał i z podkulonym ogonem próbował uciec bijącym gałęziom wierzby. 
-Kieł uważaj!-krzyknął Hagrid.- Idę po niego.-rzekł do dziewczyn. Carmen i Natalie chwyciły się jego płaszcza, ciągnąc go.
-Hagrid nie rób tego! Ona może cie ZMIAŻDŻYĆ!-dodała krukonka, mocno podkreślając ostatnie słowo.
-A znacie jakieś zaklęcie na to głupie drzewo?!- zapytał.
-Jesteśmy w pierwszej klasie! Znamy niemal kilka zaklęć.-dodała Carmen, patrząc na Natalie, ostatnia nadzieja, że ona jakieś zna. Niestety pokręciła przecząco głową. Nagle do głowy gryfonki wpadł pomysł.
-Czekaj! Widziałam w jakieś książce zaklęcie, które "zamraża" ciało. Może zadziała na to drzewo?- spytała Carmen wyciągając różdżkę z kieszeni szaty.
-Petrificus Totalus!-krzyknęła Carmen. Drzewo doznało "Całkowitego porażenia ciała", jeśli tylko można powiedzieć  że drzewo ma ciało. Gajowy podbiegł do swojego psa i zaczął go pieścić, mówiąc.
-Cholibka, Kieł nie rób więcej takich głupstw, następnym razem doznam ataku serca.-
Dziewczyny odetchnęły z ulgą. Natalie uśmiechnęła się do przyjaciółki, taki dowód uznania.
-Dzięki, za uratowanie Kła.-powiedział Hagrid uśmiechając się.- Dla Gryffindoru i Ravenclawu po 5 punktów.-
Uradowane dziewczęta poszły do zamku.
-Jak myślisz...Czy w tej norce pod drzewem...jest tylko dom nornic?-spytała Natalie.
-Nie wiem i nie chcę mieć nic wspólnego z tym drzewem.-powiedziała Carmen.
***
Na obiedzie usiadły przy stole gryfonów. Natalie jadła hot-dogi, a Carmen risotto z kurczaka.
-Co teraz robimy?-spytała gryfonka.
-Może pójdziemy do biblioteki?-rzuciła propozycję krukonka.
-Dla ciebie zawsze dobrym zajęciem, jest pójście do biblioteki.-prychnęła Carmen. Natalie wywróciła oczami i zaproponowała.
-Przejdźmy się.-

Kiedy tak szły i szły, zobaczyły znowu tego dziwnego ślizgona. Pewnie niósł coś w kieszeniach szaty, bo co chwila słychać było jak coś o siebie pociera. Pędem poszedł do Łazienki Jęczącej Marty.
,,-On jest jakiś dziwny..."-pomyślała Carmen.
,,-Masz rację."-
,,-Natalie, ustalałyśmy, że miałaś tego nie robić!"-
,,-Ale czego?"-
,,-Czytać mi w myślach!!"-
,,-A no tak, sory."-
,,-No znowu to robisz!"-
***
Dziewczyny chodziły jeszcze jakiś czas po zamku, a kiedy zjadły kolację wróciły do swoich pokoi wspólnych.

-No i jak tam dzień z Carmen?- spytała Mia.
-Fajnie, miałyśmy...eee...dużo atrakcji.-odpowiedziała Natalie.-A wam jak minął?
-Fajnie.-dodała z uśmiechem Noelle.
Zważając na późną porę, szybko zasnęły. I tak minął pierwszy tydzień w Hogwarcie.

W tym samym czasie u Carmen...

-No hej, Carmen! Jak tam dzień?- spytał Paul siedząc przy kominku i czytając jakąś książkę.

-Fajnie, ciekawe rzeczy się działy. A co ty robiłeś?- zapytała uprzejmie dziewczyna siadając obok niego.
-Nic interesującego. A ty nadal masz te czerwone włosy. Ha ha! Chyba je polubiłaś, co?-
-Troszkę... Jestem już zmęczona. Idę spać, a ty?-zapytała wstając i podchodząc do schodów.
-Też zaraz pójdę jak skończę rozdział.-odpowiedział. Dziewczyna weszła do sypialni, przebrała się w piżdżamę i położyła do łóżka.
,,-Żeby tylko było więcej takich tygodni w tym roku szkolnym...-" pomyślała i odpłynęła w świat marzeń sennych...


Koniec tygodnia pierwszego....

Dzień with Paul :D by Carmen [Sobota]

Aaaaaammmm... Już ranek... 7:36. Nie tak źle. Lena ścieliła już łóżko, zaś Mika najwidoczniej poszła na śniadanie. Bridget i Anabell jeszcze spały. Nie chcąc ich obudzić uśmiechnęłam się do Leny i poszłam w jej ślady. Potem założyłam szaty, związałam moje bujne loki w kitkę i wyszłam z sypialni. W pokoju wspólnym czekał (chyba) na mnie Paul. Wyszczerzył zęby na mój widok.
-Hej Carmen, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.-
-Jaką?-
-Spędzimy razem sobotę?-
-Emm... To zależy...- wyszczerzyłam zęby- co masz mi do zaproponowania podczas tego dnia. Jakieś atrakcje?-
-Wszystko co wymyślisz. Pozwól, że zaczniemy od spożycia śniadania.- Oboje się zaśmialiśmy i wyszliśmy z salonu.

W Wielkiej Sali usiadliśmy jak zawsze przy stole dla Gryfonów. Akurat trafiliśmy na sowią pocztę. Tak przy najmniej nazywa to Paul. Pośród najróżniejszych sów i puchaczy zauważyłam Rose. Przyleciała do mnie hucząc wesoło. Pogłaskałam ją i dałam jej kawałek chleba. Ponownie zachuczała i odleciała. Wtedy przypomniałam sobie, że miałam napisać list do rodziców.
-Paul...-
-Hm?- chłopak odwrócił się w moją stronę. Miał akurat w buzi kromkę chleba. Szybko popił ją sokiem dyniowym.- Tak?
-Chcę napisać list do rodziców. Czy plan wycieczki sobotniej wziął pod uwagę odwiedzenie sowiarni?-
-Oczywiście- chłopak nabrał poważny wyraz twarzy.- wzięliśmy pod uwagę każdy szczegół, który mógł zaistnieć na tym świecie. Jesteśmy najdokładniejszą firmą podróżniczą i żadne pomyłki nam się nie zdarzają. Co złe, to nie my! Każdy...-
-Dobra już rozumiem.- zaśmialiśmy się oboje. Skończyliśmy śniadanie. Przy drzwiach zastałam Profesora Lupina.
-Carmen, możesz przyjść do mojego gabinetu dzisiaj wieczorem? Godzina jest nieważna i tak będę w gabinecie.- uśmiechnął się do mnie i odszedł.Nawet nie zdąrzyłam nic powiedzieć. Wymieniłam spojrzenie z Paulem i poszlismy dalej. Na początek ruszyliśmy w stronę pokoju wspólnego po pergamin. Usiedliśmy koło kominka i oboje zaczęliśmy pisać swoje listy.

Kochani rodzice! Nie... Może... Drodzy rodzice? Albo... Kochana mamo i tato. Już lepiej... A więc...

Kochana mamo i tato!
Pierwszy tydzień w tej niesamowitej szkole minął bardzo szybko i przyjemnie. Natalie jest w innym domu niż ja, ale to nie szkodzi. I tak się spotykamy. Poznałam bardzo miłych kolegów i koleżanki. Nauka nieźle mi idzie. Profesor McGonagall powiedziała mi, że jestem metamorfomagiem. Czy Nimfadora Tonks naprawdę jest Twoją siostrą, mamo? To trochę dziwne...
A co tam u Was? Wszystko jest OK? Jestem bardzo ciekawa. Zatrzymajcie u Was Rose na trochę, by odpoczęła i jak napiszecie do mnie list, przywiążcie jej go do nóżki. Bedzie wiedziała gdzie jestem.
Do zobaczenia w wakacje
Wasza Carmen

 Złożyłam ładnie list i schowałam do kieszeni. Poczekałam na Paula aż napisze i oboje poszliśmy do sowiarni.


-Rose! Rose! No chodź do mnie ptaszku. Masz. List jest do moich rodziców, Kate i Jackson Anail, pamiętaj. No, leć już. Uważaj na siebie!- krzyknęłam za nią. Paul podszedł do jednej ze szkolnych słów. Także powiedział do niej parę słów i wypuścił przez okno.
-To możemy już iść.- powiedziałam i wyszliśmy z sowiarni.

-To gdzie najpierw idziemy?- spytał Paul.
-Może na dziedziniec? Jest jeszcze ładna pogoda, możemy z tego skorzystać.- chłopak zgodził się, tak więc ruszyliśmy w stronę drewnianego mostu. Na dziedzińcu usiedliśmy na jednej z kamiennych ławeczek. Rozmawialiśmy trochę o Quiditchu, a raczej Paul mi o nim opowiadał. W końcu rozmowa przeszła na moją "zdolność"...
-Może spróbujesz zmienić coś w swoim wyglądzie? Proszę!- chłopak zrobił maślane oczka. A niech mu będzie...
-No dobra, ale musisz mi powiedzieć, jak mam wyglądać.- odparłam.
-Zgoda, a więc... Włosy masz mieć proste, czerwone i długie. Jeszcze piegi. Myślisz, że dasz radę?- spytał wyzywająco Paul.
-Nawet z zamkniętymi oczami!- odgryzłam się szczerząc zęby. I tak wolałam zamkąć oczy, by się mocniej skupić. Oczyściłam umysł. Wyobraziłam się w czerwonym włosach sięgających trochę za ramiona. Z trudem dodałam sobie proste włosy, ponieważ przyzwyczaiłam się do loków i trudno mi wyobrazić się w innych włosach. Zostawiłam przez jakiś czas taki obraz w mojej głowie. A! No i jeszcze piegi... Dla nich  też znalazło się miejsce. Ponownie się skupiłam, tym razem mocniej. Poczułam śmieszne mrowienie na twarzy i na głowie... To chyba już...
-I jak?- spytałam chłopaka.
-No wiesz...- odparł.
-Co wiem? Udało się?-
-Eeeee... Nie chcę cię martwić, ale...
-Ale co?!-
-Ale masz na głowie pająka...-
-Aaaaaa!!! Gdzie?! Zdejmij go ze mnie!- wstałam szybko i zaczęłam wymachiwać rękami jak szalona. Wtedy ujrzałam, że Paul prawie kładzie się ze śmiechu na ziemi. Zrozumiałam, że to był tylko żart.
-Bardzo śmieszne... Ale udało mi się?-
-Tak, udało.- odpowiedział, nadal krzusząc się ze śmiechu.- gdybym nie wiedział że to ty, nie poznałbym ciebie. Naprawdę.-
-No dobra, wierzę ci. Chodźmy już na obiad, bo troszkę zgłodniałam. No nie śmiej się już!-

Na obiedzie kilka uczniów patrzyło na mnie dziwnie. Gdy wyszliśmy z Sali, spytałam Paula, o co chodzi.
-Włosy...-odrzekł tylko. Miałam ciągle czerwone włosy! Ale nie chcę ich zmieniać, tak jest śmieszniej. Zaśmiałam się cicho do samej siebie.
-Mamy jeszcze trochę czasu przed twoim spotkaniem z Lupinem, co będziemy robić?-
-Chciałam jeszcze dzisiaj odrobić lekcje, może odrobimy razem?- zaproponowałam. Paul zgodził się, więc poszliśmy do pokoju wspólnego.

***

-O! Jesteś Carmen. Widzę, że nie próżnujesz jako metamorfomag. Chciałbym z tobą porozmawiać o Tonks.-westchnął.- Jak już wiesz, jest ona moją żoną i siostrą twojej mamy, przez co ja jestem twoim wujkiem. Wiem, że to był dla ciebie wielki wstrząs, tak jak dla mnie, ale teraz jestem dumny, że mogę nim dla ciebie być.- popatrzyłam na niego uważnie. Wydawał się być bardzo zmęczony i zakłopotany. Widać że mu zależy na dobrych stosunkach ze mną...
-Panie Profesorze... to znaczy... wujku...- uśmiechnęłam się do niego lekko.- nigdy nie sądziłam, że mam wujka. Moja mama nigdy nie mówiła, że ma siostrę... ale i tak się bardzo cieszę, że się dowiedziałam.- rzekłam nieśmiało.
-Dziękuję. A! O mało bym nie zapomniał. Mam coś dla ciebie.- podszedł do biurka i wyciągnął małą paczuszkę.- Proszę. To czekolada z Miodowego Królestwa. To taki sklep ze słodyczami dla czarodziejów.- dodał, gdy zauważył, że nie wiem o co chodzi. Podał mi ją. Miała piękną folijkę. Podeszłam do Lupina i przytuliłam go serdecznie.
-Dziękuję...- szepnęłam. Wujek odwzajemnił uścisk.

Gdy wróciłam do dormitorium, pobiegłam do sypialni i schowałam czekoladę do kufra. Padłam na łóżko i zaczęłam rozmyślać, gdy nagle do pokoju weszła Bridget.
-Hej... Carmen? To ty? Masz czerwone włosy...-powiedziała w osłupieniu.
-Tak wiem. Założyłam się z Paulem i... jakoś tak wyszło, że ich nie zmieniłam.-
-Natalie czeka na ciebie przed portretem Grubej Damy.-
-Dzięki.- rzuciłam udając się do wyjścia.
Poszłyśmy z Natalie na błonia porozmawiać. Ona oczywiście też zdziwiła się na widok moich włosów i tak samo jak ja, widziała jakiegoś dziwnego ślizgona. On już najprawdę mnie nie pokoi...

Gdy wróciłam ponownie do pokoju wspólnego, siedzieli tam tylko prefekt Andrew i jakaś dziewczyna. Poszłam do sypialni. Przebrałam się w piżdżamę i usiadłam na łóżku. Przypomniałam sobie o czekoladzie. Wyciągnęłam ją.
,,-Dziękuję wujku...-" pomyślałam.


piątek, 22 marca 2013

Tajemniczy list. by Natalie [Sobota]

Obudziłam się, tym razem nic mi się nie śniło. Spoglądnęłam na dziewczyny, Caroline i Lucy nadal spały, a Noelle i Mia ścieliły już w sztach łóżka. Poszłam za ich przykładem, po kilku minutach byłam gotowa.
-Idziemy na śniadanie?-spytałam.
-Ok.-powiedziała Noelle.
-Ale tak bez Nathana i Nicka?-spytałam. Mogliby pomyśleć, że znowu ich wystawiłam.
-Spokojna głowa, chcą weekend spędzić z chłopakami.- powiedziała z lekkim śmiechem Mia.-Mamy czas na "dziewczęce sprawy".-dodała. Wszystkie parsknęłyśmy śmiechem. Poszłyśmy do Wielkiej Sali. Nie było tam za wielu uczniów, ponieważ w weekend zawsze wszyscy odsypiali zerwane noce. Zjadłam cztery tosty z serem, szynka i ketchupem. Nagle do przez okna zaczęło lecieć strasznie dużo sów. Każda leciała do swojego właściciela, w tym tłumie zobaczyłam mojego Quietama. Przyfrunął do mnie i rzucił mi list na kolana. Usiadł na stole i popatrzył mi w oczy. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, żeby go pogłaskać.
-Dobra robota.-Powiedziałam z uśmiechem. Quietam zerwał się i poleciał, pewnie do sowiarni. Dość długo nie przychodziła odpowiedź na mój  list od Rachel i Toma. Zobaczyłam na kopertę, pismo na niej było po prostu piękne. "N" zdobił piękny zawijas, jakby nie z tego wieku. Otworzyłam go bez wahania, tam ten sam charakter napisał.

Droga Natalie,

Cieszę się ogromnie, że uczysz się w Hogwarcie, a na dodatek jesteś w Ravenclawie. Doszły mnie słuchy, że coś za bardzo ciągnie cię do zakazanego lasu, proszę nie chodź tam, bo może ci się coś stać. Byłbym ogromnie ucieszony, gdyby pierwszoroczni krukoni zdobyli parę punktów i wygrali puchar domów. Proszę, nie docieraj kto napisał ten list.
To na pewno nie Rachel i Tom. Jakiś chłopak, bo napisał "Byłbym", a nie "Byłabym". Musiał też kiedyś być w Ravenclawie, albo jest. Dziwne...skąd on tyle o mnie wie? Że jestem krukonką, że chodzę (no coś ostatnio nie) do zakazanego lasu, ale na pewno się pomylił, myśląc, że nie dotrę kto go napisał. No ale nie dzisiaj, chcę trochę poleniuchować. Poszłyśmy prosto z Wielkiej Sali do biblioteki. Siedziało tam kilka osób, między innymi krukoni z  klasy, niektórzy puchoni- pierwszoroczni i inni gryfoni oraz ślizgoni. Poszłam szukać pewnej książki, tym razem, by dowiedzieć się trochę o Quidditchu i latania na miotle. Już w poniedziałek zaczynały się zajęcia z panią Hooch. Znalazłam dwie takie książki: ,,Jak latać na miotle?" oraz   ,,Dzieje miotlarstwa." Wzięłam obie i usiadłyśmy z dziewczynami przy wolnym stole. Pokazałam im ten list, a one stwierdziły, ze nie mam się co martwić. Mia odleciała z książką ,,Podręcznik psychologi hipogryfów", a Noelle zaczytała się w ,,Przewodnik po magii średniowiecznej". Zaczęłam czytać, mój pierwszy wybór. Książka była strasznie cieniutka, dla początkujących. Otworzyłam ją, na pierwszej stronie rzucał się w oczy napis:

Nauka latania na miotle
Na kolejnej stronie było już wszystko wyjaśnione w punktach, oczywiście z obrazkami.
Punkt 1.
Przygotowanie.
Do nauczenia się obsługi miotły potrzebna nam będzie zwykła miotła (na  przykład nimbus 2000, błyskawica itp.), wolna przestrzeń, najlepiej na świeżym powietrzu, w miarę luźne ubrania i dużo samozaparcia.

Punkt 2.
Pierwsze kroki.
O konserwacji miotły i przygotowaniu jej do lotu można by pisać eseje, ale nie tego mamy się nauczyć. Jako pierwszy krok zazwyczaj jest uznane odpowiednie nastawienie psychiczne - nawet zatwardziały mugol potrafi uwierzyć, że ta miotła rzeczywiście lata! Tobie, młody czarodzieju, nie powinno to sprawić większego problemu. Rozluźnij się, uśmiechnij i uwierz, że na kiju z witkami można wzbić się w przestworza.
Już? Dobrze. Możemy przejść dalej!

Punkt 3.
Start.
Połóż miotłę na murawie (nowicjuszom bardzo odradzamy startowanie z betonu, gdyż może to się skończyć obitą kością ogonową) i stań obok niej na odległości jednego kroku (strona, po której stoisz, zależy od ręczności - jeśli jesteś praworęczny, stań po lewej stronie miotły, a jeśli leworęczny - po prawej). Musisz być zwrócony tak, abyś widział trzonek miotły, a nie witki u nasady, bo inaczej będziesz pośmiewiskiem większości szanujących się czarodziejów.
Stoisz? Wyprostuj się, bez pewności siebie nie nauczysz się latać! Teraz wyciągnij rękę tak, aby wewnętrzna strona dłoni znalazła się w linii prostej z ramieniem, dokładnie nad leżącą miotłą.
Doszliśmy do najtrudniejszego momentu. Musisz się mocno skupić i z przekonaniem powiedzieć do miotły „Do mnie!’. Tak, dobrze przeczytałeś - do miotły. Są to bardzo charakterne rzeczy i gdy będziesz wystraszony lub niepewny nie posłuchają Cię.
Jak wyjdzie za pierwszym razem, to znak, że masz talent. Wyszło! Brawo, młody czarodzieju.
Teraz dosiądź miotły (nie chichocz! To poważna sprawa!). Twe nogi muszą dotykać ziemi. Siedzisz wygodnie? Odepchnij się lekko od trawy i wzbij w powietrze.
Już, chyba nie powiesz, że masz lęk wysokości?

Punkt 4.
Lot.
Szybujesz w przestworzach! Nie bój się, nie spadniesz - miotła będzie nad Tobą czuwać. Trzymaj ją dwoma rękoma, byś czuł się pewnie. Teraz nauczę Cię sterowania nią. By skręcić w lewo lub w prawo wystarczy, że lekko popchniesz trzonek w odpowiednią stronę. By zanurkować, kierujesz miotłę w dół. Ho ho ho, nie tak szybko, bo rozbijesz nos! Odpychaj miotłę lekko, by opadać powoli. By wzbić się w górę, przyciągnij miotłę do siebie mocniej lub lżej, w zależności od potrzeb. By zahamować przełóż ciężar ciała na ogon miotły i ciągnij ją do siebie. O nie, nie nauczę Cię przyspieszania, jeszcze spowodujesz jakiś wypadek...! Dobrze, nie denerwuj się. By przyspieszyć po prostu pochyl się nad miotłą.
Widzisz? Manewrowanie nie jest takie trudne!

Punkt 5.
Lądowanie.
Powoli skieruj trzonek miotły w dół, aż będziesz nisko nad ziemią. Wtedy po prostu zahamuj (miotłą, nie nogami o podłoże!) i zatrzymaj się na ziemi. Z miotły nie schodzi się zsunięciem, tylko przełożeniem nogi bokiem - każdy czarodziej musi mieć klasę, jeśli chodzi o latanie. Zsuwanie jest dla dziewczyn, więc tego nie rozpatrujemy. 


Jak tak się czyta, to latanie na miotle jest nawet łatwe. Sięgnęłam teraz do drugiej książki.

Rozdział 1
Jak wsiąść na miotłę
Kładziemy miotłę na ziemi, wyciągamy nad nią rękę, która ma moc i mówimy "Do mnie". Miotła powinna podskoczyć nam do ręki, jeśli tak nie jest próbujmy dalej. Puszczamy ją, aby zawisłą w powietrzu i wsiadamy na nią jak na hipogryfa, tylko bez ukłonów itd. Po prostu wsiadamy na nią. Gdy siedzimy na miotle, nogami musimy dotykać ziemi. Po chwili odbijamy się od ziemi i lecimy.

Rozdział 2
Sterowanie miotłą
Skręcanie w :
-lewo : popychamy miotłę w lewo.
-prawo : popychamy miotłę w prawo.

Nurkowanie w :
-lewo/prawo : odpychamy miotłę w dół i w danym kierunku.

Wzbijanie się lekkie :
-lekko przyciągamy miotłę do siebie.

Wzbijanie się ostre :
-przyciągamy mocno miotłę do siebie.

Opadanie :
-lekko odpychamy miotłę od siebie.

Przyspieszanie:
-pochylamy się nad miotłą

Hamowanie :
-przekładamy ciężar ciała na ogon miotły i ciągniemy ją do siebie.

Pętla :
-pochylamy się nad miotłą i okręcamy się w powietrzu.

Rozdział 3
Zaklęcia
BRAKING- Używane na miotłach, w celu osiągnięcia lepszego hamowania.

FEROZAVORIO- dzięki niemu miotła może
przyspieszyć o 50 km/h(zaklęcie stosujemy w trakcie
lotu).np. Błyskawica prędkość maks.150km/h po
działaniu FEROZAVORIO 200km/h

KISSENVIUS - tzw. zaklęcie poduszkujące Zaklęcie to zapewniało niewidzialny efekt na miotle, jakby się siedziało na poduszce

ZATOS- przydaję się gdy zawodnik traci kontrolę
nad miotłą. Po użyciu ZATOS miotła automatycznie
ląduje na ziemi.

Rozdział 4
Miary wysokości
CAL-2,54cm.

STOPA-30,48cm.=12cali.

Rozdział 5
Miotły
Istnieją trzy rodzaje mioteł : wielosobowe, transportowe i sportowe.

wielosobowe :
- Latająca trąba 1 - prędkość maks.10km/h cena 50 galeonów, pomieści 3 osoby
- Latająca trąba 2 -prędkość maks.15km/h cena 70 galeonów 7 sykli, pomieści 4 osoby
- Tornado - prędkość maks.17km/h cena 100 galeonów 9 knutów,pomieści 6 osób

transportowe :
- Patyczek - prędkość maks.20km/h cena 50 galeonów,
udźwig 300kg.platforma 30x40cm2
- Patyczek 2 -prędkość maks.20km/h cena 75galeonów,udźwig 500kg.platforma 45x50cm2
- Patyczek 3 - prędkość maks.25km/h cena 100galeonów,udźwig do 750kg. platforma 80x80cm2

sportowe :
-NIMBUS DWA TYSIĄCE-prędkość maks.150km/h cena 150
galeonów

-NIMBUS DWA TYSIĄCE JEDEN-prędkość maks 140 km/h
cena 170 galeonów

-BŁYSKAWICA-prędkość maks.150km/h cena 200 galeonów

Rozdział 6
Początki miotlarstwa
Miotły były używane już w 962 roku, o czym świadczy ilustracja w pewnym manuskrypcie, znajdującym się w Niemczech, który przedstawia trzech magów zsiadających z mioteł.
Miotły nie były zbyt wygodne- Guthrie Lochrin w 1107 r. pisze o "zadku pełnym drzazg" i "nabrzmiałych hemoroidach". Latały tylko do przodu z jednakową szybkością. Były domowej roboty, co stanowiło o ich zróżnicowaniu. W 1820 roku Elliot Smethwyck zwiększył ich wygodę rzucając na nie zaklęcie poduszkujące.


Rozdział 7
Kalendarium
962 - niemiecki manuskrypt ukazuje na swych kartach czarowników rzucających złe spojrzenia na kij od miotły; był on dla nich wielce niewygodny

1105 - sławny obraz Guntear der Gewalttage ist der Gewinner (Gunter Agresywny zwycięży) ukazuje mecz Stichstock

1107 - Guthrie Lochrin ze Szkocji pisze że: latanie na miotle jest bardzo, ale to bardzo niewygodne

1596 - Powstaje "Patyczek" jest to pierwsza miotła transportowa.

1750 - zostaje utworzony Departament Magicznych Gier i Sportów w związku z wydaniem Międzynarodowego Statutu Czarodziejskiego;

1820 - Elliot Smethwyck zwiększa wygodę mioteł, stosując po raz pierwszy zaklęcie poduszkujące

1825 - zostaję stworzone "Tornado" pierwsza miotła wieloosobowa.

1879 - Elias Grimstone skonstruował "Dębowy Grom 79" , pierwszą miotłę na której udało się przelecieć na Atlantykiem.

1955 - Universal Brooms Ltd. konstruuję Spadającą Gwiazdę, najtańszą do dziś miotłę sportową.




Rozdział 8
gry na miotłach

AINGINGEIN- W Irlandii istniała gra zwana aingingein (legendarny czarodziej Fingan Nieustraszony był w niej podobno mistrzem). Gracze po kolei brali piłkę zwaną dom (był nią kozi woreczek żółciowy) i przelatywali na miotłach przez rząd płonących beczek bez dna, umieszczonych na wysokich tyczkach. Dom trzeba było przerzucić przez ostatnią beczkę. Zwycięzcą został gracz, który dokonał tego w najkrótszym czasie i nie zajął się ogniem.

QUIDDITCH- Quidditch jest najbardziej znaną czarodziejską dyscypliną sportową na świecie. Biorą w niej udział dwie drużyny, w każdej znajduje się siedmiu graczy:
obrońca (pilnujący słupków bramkowych),
trójka ścigających (grająca kaflem, zdobywająca punkty),
dwójka pałkarzy (chroniąca innych zawodników przed tłuczkami),
szukający (mający znaleźć i złapać znicza, co kończy mecz),
którzy grają czterema piłkami:
kaflem (czerwona, owalna piłka, podawana przez ścigających),
dwoma tłuczkami (czarne i ciężkie, starające się strącić jak największą liczbę zawodników z obu drużyn),
złotym zniczem (mała, złota, uskrzydlona kulka, bardzo trudna do złapania).
Boisko do quidditcha ma owalny kształt. W obu jego końcach umieszczone są trzy tyczki zwieńczone obręczami, przez które ścigający przerzucają kafla. Słupków pilnuje obrońca. Na boisku znajdują się także pałkarze, odbijający tłuczki i chroniący sowich kolegów z drużyny przed nimi. Jeszcze jednym zawodnikiem jest szukający, który ma najtrudniejsze zadanie – musi odszukać złotego znicza i złapać go, co kończy mecz. Za złapanie znicza drużyna otrzymuje sto pięćdziesiąt punktów, i ZAZWYCZAJ wygrywa mecz. Złapanie znicza jest bardzo trudne, jednak dopóki nie zostanie złapany, mecz musi trwać.

STICHSTOCK- Na szczycie wbitej w ziemię, wysokiej na 20 stóp (609,60 cm), tyczki umieszczono nadmuchany pęcherz smoka. Jeden z graczy poruszających się na latających miotłach był obrońcą tego pęcherza. Obwiązywano go w pasie linę przymocowaną do tyczki, tak że mógł się od niej oddalić zaledwie o 10 stóp (304,80 cm). Reszta graczy po kolei atakowała pęcherz, usiłując przebić go specjalnie zaostrzonym końcem miotły. Obrońca mógł używać różdżki do oparcia tych ataków. Gra kończyła się, gdy któryś z zawodników przebił pęcherz albo gdy obrońcy udało się wyeliminować wszystkich zawodników zaklęciami, albo kiedy sam zemdlał z wyczerpania. Stichstock zanikł w XIV wieku. 


Ta już bardziej przydatna. Wyjrzałam z nad książki, co chwila zerkał na mnie jakiś krukon z 3 roku. Miał brązowe włosy, niebieskie oczy i niby czytał książkę o ziołach. Był z dwoma kolegami, jeden blondyn, a drugi brunet. Wyciągnęłam dziewczyny z biblioteki i poszłyśmy do pokoju wspólnego. Odłożyły swoje książki i powiedziałam im o moim spostrzeżeniu.
-Słuchaj,a może on wcale nie patrzył się na ciebie.Za nami przecież był jeszcze jeden stół.- powiedziała Mia.
-No nie wiem, czułam na sobie jego wzrok.-powiedziałam. Kogoś ten chłopak mi przypominał...ale kogo?
-Jesteś pewna, że to nie twoja rodzina?-spytała Noelle. Patrzyłyśmy na nią w osłupieniu. 
-No bo...on miał takie podobne oczy do twoich.-powiedziała na swoje usprawiedliwienie.
-Rzeczywiście...-powiedziała Mia patrząc mi prosto w oczy. Zostawiłam dziewczyny same i poszłam pod portret Grubej Damy, mając nadzieję, że Carmen niedługo przyjdzie. Zauważyłam Bridget idącą do pokoju wspólnego gryfonów. Zaczepiłam ją.
-Cześć Bridget. Mogłabyś przekazać Carmen, że czekam tutaj na nią?-
-Pewnie.-dodała z uśmiechem, powiedziała cicho hasło i po chwili pojawiła się Carmen.
-Cześć.- powiedziałam.
-Hej.-odpowiedziała z uśmiechem.
Przespacerowałyśmy się na błonia nad jezioro. W czasie naszej przechadzki powiedziałam jej o chłopaku z nieczynnej damskiej toalety, tajemniczym liście i pewnym podobieństwie do chłopaka z biblioteki. Ona opowiedziała mi, że widziała podobnego ślizgona na korytarzu z kociołkiem. 
-Ciekawe co on kombinuje...-powiedziałam zamyślona.
***
Dzień minął strasznie szybko. Cały dzień spędziłam w bibliotece i z Carmen. Strasznie szybko zasnęłam.

czwartek, 21 marca 2013

Pilna potrzeba :D by Natalie [Piątek]

Tym razem biegłam koło kobiety i jej męża. Chciałam ich uchronić przed śmiertelnym zaklęciem. Szaleniec z blizną na całej twarzy powiedział coś i rozbłysło zielone światło, tym razem trafiło ono na mnie. Upadłam kobieta podbiegła do mnie i powiedziała.
-Natalie...Natalie...No Natalie, zbudź się!!!-
Otworzyłam oczy, nade mną pochylały się Mia, Noelle i Caroline, Lucie chyba nie obudziły moje wrzaski bo nadal słodko spała.
-Natalie co się stało?- zapytała Noelle ze słodkim akcentem.
-Miałam okropny sen...-zaczęłam, ale nie musiałam im wyjaśniać, dobrze wiedziały o czym. Wszystkie dziewczyny razem ze mną szukały informacji, o tej kobiecie.
-To wiemy, ale tym razem zaczęłaś krzyczeć.-powiedziała Caroline i zaczęła czesać swoje długie, lekko falowane brązowe włosy.
-No nie...to już trochę przegięcie...-powiedziałam wstając z łóżka i ponownie na nim siadając.
-Co tym razem ci się śniło?-zapytała Mia opuszczając czerwone włosy z warkocza.
-Tym razem to ja oberwałam, tym zaklęciem.- powiedziałam i westchnęłam.
-A jakie to było zaklęcie?- zapytała Caroline wścibskim tonem.
-No nie wiem...Nie słyszałam go, ale towarzyszyło mu zielone światło i po nim się umierało.- powiedziałam machają rekami.
-To musiało być Avada Kedavra...Zaklęcie śmierci, rodzice mi o nim opowiadali...-dodała Mia.
Zobaczyłam na zegarek, 3:39.
-Uda wam się jeszcze zasnąć?- zapytałam, mnie raczej nie, nie chciałabym powtórki.
-Nie, jak mnie już zbudzono, to nie zasnę.-powiedziała Noelle ścieląc łóżko. Przez swój kolor skóry, wydawała się wręcz czarna w tych ciemnościach.
-No to co porobimy?-zapytała Caroline.
-Może pierw oporządzimy się i znam takie zaklęcie, poza system nauczania w szkole, możemy poćwiczyć.- powiedziałam.
-Ok.-rzuciły Mia, Caroline i Noelle.
Wszystkie zaczęłyśmy ścielić łóżka i oporządzać się. Wzięłam grzebień i podeszłam do lustra czesząc swoje włosy. Po jakimś czasie kiedy byłyśmy już w szatach i łózka były pościelone, ciszę przerwała Caroline.
-No to mów to zaklęcie.- powiedziała podekscytowanym tonem.
-Ok. Zaklęcie jest na dementory...wiecie co to jest?-kiwnęły głowami.-Wyczarowuje zwierzę które je odgania. Musicie przypomnieć sobie wasze najszczęśliwsze wspomnienie i powiedzieć Expecto Patronum.-powiedziałam.
Wszystkie zaczęły mówić to zaklęcie, ale za każdym razem wychodziła z różdżki tylko mgiełka. Teraz i ja spróbowałam. Przypomniałam sobie najszczęśliwszą chwilę w moim życiu.
-Expecto Patronum!- z różdżki pojawiła się mgiełka tym razem z ogonem. 
-No, ale ty już wcześniej znałaś to zaklęcie.-prychnęła zazdrosna Caroline.
-No, tak.- powiedziałam. Spojrzałam na zegarek, była już 7:29.- Chodźcie na śniadanie. Teraz dopiero, zaczęła ziewać i rozciągać się Lucie.
-Wy już na nogach?- zapytała sennym głosem, ukrywając ziewanie.
-Tak idziemy na śniadanie. Poczekamy na ciebie.- powiedziała Noelle.
Dziewczyna szybko doprowadziła się do ładu i wyszłyśmy na śniadanie. Za nami podążali chłopacy, pewnie o tej porze zwykle wstawali. W Wielkiej Sali nie było dużo uczniów. Zauważyłam przy stole gryfonów paczkę Carmen. Nałożyłam sobie jajecznicę i pochłonęłam ją w oka mgnieniu. Poszliśmy na pierwsze zajęcia, tym razem Nick i Nathan chcieli mieć ,,Męski Dzień"- tak to ujęli, więc poszły ze mną Mia i Noelle, Caroline trzyma się z Lucie. Na obronę przed czarną magią dotarłyśmy dość szybko.

-Witam wszystkich ponownie. Dzisiaj nauczymy się przydatnego zaklęcia obronnego. Oczywiście będziemy się jeszcze w tym roku uczyć o różnych stworach, ale myślę, że to zaklęcie przyda wam się do obrony, jakby coś się wam działo. Tak na wszelki wypadek, nie?- wszyscy przytaknęliśmy.
-Więc zaklęcie nazywa się Drętwota. Wymawia je się tak samo. Zaklęcie oszałamia przeciwnika oraz powoduje silną drętwotę ciała, a czasami nawet utratę przytomności, także lepiej nie używać go dla zabawy. Tak więc stańcie w kolejce przed tym manekinem. Będziecie na nim ćwiczyć. Pozwólcie, że zaprezentuję.- Lupin wyjął różdżkę i wskazując na człowieczka wypowiedział zaklęcie. Ten zakręcił się na kijku. Nic mu się nie stało, bo nie jest żywy. Wszyscy po kolei próbowaliśmy i oczywiście każdy zarobił trochę punktów. 


Poszłyśmy na zaklęcia z puchonami. Przed salą zobaczyłam Isabell. Podeszłam do niej razem z dziewczynami.
-Hej Bella, i jak tam pierwszy tydzień?- zapytałam. Mia i Noelle dobrze wiedziały kto to jest, ponieważ mieliśmy głównie przedmioty z puchonami.
-Nie najgorzej, a tobie?-
-Bardzo fajnie.- dodałam z uśmiechem.

-Witam drogie dzieci. Dziś nauczymy się bardzo pożytecznego i przydatnego zaklęcia, czyli Reparo. Powtórzcie wszyscy razem.- pisnął Profesor. Wszyscy huknęli Reparo. Profesor rozdał nam po pięć stłuczonych talerzy, każdy miał je naprawić.
-Reparo.- i nic.-Reparo.- dalej nic...-Reparo!-no napraw się w końcu!!!-Reparo!!- i zadziałało, talerz zaczął sam się składać. Na następnych talerzach poszło mi dość łatwo. Zobaczyłam jak radzą sobie inny. Jace oczywiście naprawił wszystkie. Mii udało naprawić się trzy, natomiast Nick, cały poczerwieniał od wysiłku i chciał różdżka potłuc talerze. Po lekcji poszliśmy na lunch. Nałożyłam sobie spaghetti i sok z dyni. Poszłyśmy na transmutację.

Na lekcji Profesor McGonagall kazała nam ćwiczyć przemienianie szkła w metal. Trochę trudne, ale każdy sobie poradził. No...prawie każdy... Kilkoro uczniów zamiast zamienić szklankę w metal, zmieniało inne rzeczy... niektórzy nawet części ciała... Kilka puchonów i Peter musiało iść do pielęgniarki, bo żadne zaklęcie nie chciało działać.
-Poćwiczcie jeszcze trochę po lekcjach. Możecie już iść.- powiedziała McGonagall.


Mieliśmy już iść na eliksiry, kiedy odczułam silną potrzebę skorzystania z toalety.
-Natalie, gdzie idziesz?-spytała się Noelle.
-Za dużo soku dyniowego!- rzuciłam i pobiegłam szukać toalety.
Znalazłam jakąś toaletę i weszłam do niej. Zobaczyłam tam jakiegoś ślizgona z 6 klasy. Jeszcze raz zobaczyłam napis na drzwiach: Toaleta dla DZIEWCZYN! Co on tutaj robi?! Ale i tak toaleta nie była czynna. Drzwi powyrywane z zawiasów, lustra częściowo rozbite i dało słyszeć się czyjś płacz. Duch dziewczynki latał od kabiny do kabiny. To to była Jęcząca Marta! Ta toaleta na bank nie nadawała się do użytku. postanowiłam wycofać się, zanim zostanę zauważona.  Nie zdążę już skorzystać z toalety, bo zaraz zaczną się eliksiry! Pobiegłam szybko do lochów, na schodach potrąciłam kilka uczniów i dało słyszeć się krzyki: Uważaj jak idziesz! lub Patrz gdzie leziesz!. Na szczęście nie byłam spóźniona. Na lekcji Profesor Snape mówił jak zdobyć bezoar, ja oczywiście słuchałam go, ale trzęsłam też nogą, ponieważ mam pełny pęcherz. 
-Natalie, co ci jest? Nie możesz wysiedzieć?- zapytał się ironicznie Snape
-Profesorze, ja muszę skorzystać z toalety!- wręcz krzyknęłam. Klasa zachichotała.
-No, dobrze idź, ale wracaj szybko!- powiedział.
Zerwałam się natychmiast z krzesła i popędziłam do najbliższej toalety. Wypróżniłam się i pobiegłam na lekcję. Zdążyłam akurat na pięć minut przed końcem. Oczywiście zadał nam zadanie domowe, jak wydobyć bezoar. Poszliśmy na obiad. Zjadłam kanapki i ruszyliśmy na historię magii. Profesor Binns gadał o jakiś goblinach i oczywiście zadał zadanie domowe.

Z klasy wybiegli uczniowie krzycząc: Weekend! Poszłyśmy do pokoju wspólnego, by szybko odrobić prace domowe. Teraz ćwiczyłyśmy zaklęcie Reparo.
-Mia, weź coś stłucz.- powiedziała Noelle.
-Czemu ja?Niech Natalie to zrobi.-powiedziała.
Niby przez przypadek stłukłam wazon. Noelle powiedziała zaklęcie naprawiające i już stał na miejscu. Przypomniało mi się, że mam te nieszczęsne lekcje ze Snapem! Pobiegłam do lochów, profesor siedział już za biurkiem. Usiadłam i Snape zaczął mówić.
-Natalie, myślę, że sama dasz radę ćwiczyć swoją umiejętność. Możesz iść.- udałam smutną i wyszłam "zawiedziona" z sali. Potem wbiegłam do pokoju wspólnego.
-Nie mam lekcji ze Snapem, uważa że sama dam rade to ćwiczyć!- krzyknęłam do Noelle i Mii. Uśmiechnęły się. 
-Co będziemy robić w weekend?-zapytała Noelle.
-Szukać informacji w bibliotece, odwiedzimy Hagrida, pójdziemy na błonia...Co tam chcecie.-powiedziałam i poszłyśmy do dormitorium spać.

środa, 20 marca 2013

Mój nos!!! by Carmen :) [piątek!!!]

  Aaaaammm... Która godzina? 7:28. Nie jest źle. Ubrałam się w szaty, przyszykowałam się i wyszłam z sypialni. Chwilę później ujrzałam Bridget schodzącą po schodach. Poszłyśmy razem na śniadanie. Przy stole Gryfonów siedział nie kto inny, tylko Paul oczywiście. Zjedliśmy razem śniadanie. Już mieliśmy wychodzić, kiedy podeszła do mnie Profesor McGonagall.
-Anail, wiem że to będzie dopiero druga lekcja, ale chciałam, żeby odbyła się pod okiem Profesora Dumledore'a, dlatego więc spotkamy się dzisiaj pod jego gabinetem. Mam nadzieję, że się nie spóźnisz.- powiedziała i odeszła. Paul popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Pod okiem Dumbledore'a??!! Łał...- uśmiechnęłam się do niego lekko. Ruszyliśmy na obrone przed czarną magią.

-Witam wszystkich ponownie. Dzisiaj nauczymy się przydatnego zaklęcia obronnego. Oczywiście będziemy się jeszcze w tym roku uczyć o różnych stworach, ale myślę, że to zaklęcie przyda wam się do obrony, jakby coś się wam działo. Tak na wszelki wypadek, nie?- wszyscy przytaknęliśmy.
-Więc zaklęcie nazywa się Drętwota. Wymawia je się tak samo. Zaklęcie oszałamia przeciwnika oraz powoduje silną drętwotę ciała, a czasami nawet utratę przytomności, także lepiej nie używać go dla zabawy. Tak więc stańcie w kolejce przed tym manekinem. Będziecie na nim ćwiczyć. Pozwólcie, że zaprezentuję.- Lupin wyjął różdżkę i wskazując na człowieczka wypowiedział zaklęcie. Ten zakręcił się na kijku. Nic mu się nie stało, bo nie jest żywy. Wszyscy po koleji próbowaliśmy i oczywiście każdy zarobił trochę punktów. Teraz eliksiry. Ech...

***

-Czemu Snape musi być taki wredny!?- krzyknął Max opierając się ręką o brodę.
-Nie denerwuj się. On dla każdego taki jest.- próbowałam pocieszyć chłopaka, ale widać było, że był już na maksa zdołowany. Snape tylko na niego tak się mścił, niewiadomo dlaczego. Może to trochę wina Maxa...
-Nie rozmawiajmy już o tym. To była ostatnia lekcja eliksirów w tym tygodniu. Trzeba się cieszyć.- zawołał Paul.
-No nie wiem...- zjedliśmy lunch do końca i ruszyliśmy na transmutację.

Na lekcji Profesor McGonagall kazała nam ćwiczyć przemienianie szkła w metal. Trochę trudne, ale każdy sobie poradził. PRAWIE każdy... Brian zamiast zamienić szklankę w metal, zmienił sobie rękę. Musiał iść do pielęgniarki, bo żadne zaklęcie nie chciało działać.
-Poćwiczcie jeszcze trochę po lekcjach. Możecie już iść.- powiedziała McGonagall. Wyszliśmy z sali. Podeszliśmy kawałek i odłożyliśmy torby pod klasą od zaklęć. Poszłam na dziedziniec z różdżką. Paul chyba z ciekawości podąrzył za mną. Inni zostali pod salą. Usiadłam na trochę wilgotnej trawie. Wzięłam różdżkę do ręki i popatrzyłam na Paula. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Expecto patronum- szepnęłam. Pomyślałam jeszcze mocniej o mojej najszczęśliwszej chwili, czyli o pierwszym dniu w Hogwarcie, dowiadywaniu się o magii...
-Expecto Patronum!- chłopak dziwnie na mnie spojrzał. Nie wiedział co ja robię. Po paru próbach wreszcie z końca różdżki wyleciał mały dymek. Nie jestem pewna, czy miał jakiś kształt. Zrobił kilka fikołków w powietrzu i zniknął.
-Co to jest?- spytał Paul. Niestety musieliśmy już wchodzić do sali, więc nic nie powiedziałam.
-Witam drogie dzieci. Dziś nauczymy się bardzo pożytecznego i przydatnego zaklęcia, czyli reparo. Powtórzcie wszyscy razem.- pisnął Profesor. Wszyscy huknęli reparo. Teraz praktyka. Flitwick porozdawał nam stłuczone talerze. Kazdemu po pięć. Mieliśmy je naprawić. Nikomu chyba za pierwszym razem się nie udało.Stuu tylko pogarszał stan swoich talerzy, dopóki Profesor nie powiedział mu, że źle wymawia zaklęcie.

Na obiedzie usiedliśmy przy stole i wszyscy nałożyliśmy sobie coś do jedzenia.
-Co będziemy robić w weekend?- spytała Bridget z kurczakiem w buzi.
-Odrabiać lekcje.- odpowiedziałam szczerząc zęby.
-Ech... To będzie trzeba, chyba że nic nam nie dadzą, ale to mało możliwe. Snape już nam dał rozprawkę do napisania. Z zielarstwa może coś być?-
-Może. A czy ja wiem?- odpowiedział Max.- chodźmy już do szklarni. Będziemy mogli sobie zająć fajne miejsca.- zgodziliśmy się i ruszyliśmy w stronę drzwi.

***

 Z zielarstwa niestety mamy zadanie domowe. Musimy napisać coś o roślinach hodowlanych. Pożegnałam się z kumplami i poleciałam pod gabinet Profesora Dumbledore'a. Tam czekała już McGonagall.
-Wchodź to środka.- wskazała na spiralne schody.- Profesor już czeka.-
Wdrapałam się powoli po schodach. Na górze zastałam tylko piękne mosiężne drzwi. Czarodziejka otworzyła je i przywitała się z dyrektorem. Zrobiłam to samo, po czym starzec zaczął konwersację.
-Czyli jesteś siostrzenicą Tonks, tak? To miło. Dawno w Hogwardzie nie było metamorfomaga.- uśmiechnął się do mnie. Od razu widać, że to życzliwy człowiek. Tym razem odezwał się do nauczycielki.- Mówiłaś, że miałyście na razie tylko jedną lekcję. Dobrze jej idzie?-
-Tak, lecz trzeba jeszcze popracować.- odparła. Dumbledore podszedł do mnie powoli. Podrapał się po brodzie.
-BU!- wzdrygnęłam się. Najwidoczniej coś się stało z moimi włosami, bo Profesor popatrzył na nie z ciekawością.
-Carmen, spróbuj zmienić jakąć część swojego ciała, na przykład nos, co?- powiedział życzliwie Dumbledore. Przytaknęłam głową. Nigdy jeszcze tego nie robiłam, ale warto spróbować. Zamknęłam oczy. Pomyślałam o moim nosie. Chciałam zmienić jego kształt. Nagle usłyszałam lecącą kaczkę za oknem. Chyba trochę skupiłam się na kaczce, ale i tak postarałam się zmienić kształt nosa. McGonagall zrobiła wielkie oczy. Podeszłam zdziwiona do wiszącego na ścianie lustra. Zamiast nosa miałam kaczy dziób!

***

-I naprawdę miałaś taki nos?! Nie wierzę...-
-To uwierz, Stuart. To się stało przez przypadek, ale stało się.- widząc ich miny, zaśmiałam się i poszłam do sypialni, bo zmęczona już byłam. Przed zaśnięciem, postanowiłam sobie, że napiszę jutro list do rodziców i że odwiedzę Hagrida i że spotkam się z Natalie i...

  głupia kaczka -,-

poniedziałek, 18 marca 2013

Szperanie w bibliotece by Carmen [czwartek]

Już ranek? Nie... 3:59?! Naprawdę?! Nie... Nie wytrzymam już tego więcej. Ciągle tak wcześnie wstaję.  ...  Chyba już znam powód. Kto to się tam obija na schodach? Wyszłam z pokoju. Nie zauważyłam, że schody zmieniły się w ślizgawkę i zjechałam szybko na sam dół. Wpadłam prosto na leżącego na podłodze Paula.
-Paul, co ty tu robisz i czemu chciałeś wejść do dormitorium dziewczyn. Nie pamiętasz, że schody właśnie tak się zachowują?- powiedziałam do niego wstając.
-Przepraszam, zapomniałem. Nie mogę spać od pół godziny. Myślałem, że nie śpisz...- chłopak także powoli wstawał z podłogi.
-No teraz już nie.- zaśmiałam się lekko.
-Nadal masz czarne włosy. Możesz zmienić ich kolor znowu? Na na przykład.... Hmmmm... blond.-
-Chyba mogę. Czekaj chwileczkę. Daj mi się skupić.- chwila skupienia. Jeszcze... Mrowienie w głowie.
-I jak?- spytałam.
-Teraz twoje loki są brązowo-blond. Śmiesznie to wygląda. Spróbuj jeszcze raz.- ponownie chwila skupienia i ponowne mrowienie w czaszce. Jeszcze chwila w ciszy. Otwieram oczy. Paul ma otwartą buzię. Chyba dziwnie to wyglądało jak moje włosy zmieniały kolor, bo najwidoczniej zmieniły. Podeszłam do lustra. Miałam piękne blond loki. Ani trochę brązu. Odwróciłam się i ujrzałam Paula patrzącego na mnie z miną typu: dobra robota...

***

Po śniadaniu ruszyliśmy całą paczką w stronę szklarni. Dzisiaj mówiliśmy o roślinach rosnących na łąkach. Uczyliśmy się jak się nimi zajmować.
W drodze do wieży północnej, jakiś koleś, najprawdopodobniej ze Slytherinu wpadł na nas.
-Uważaj jak idziesz.- syknął w moją stronę. O mało mnie nie przewrócił. Wydał mi się podejrzany, poniewać niósł kociołek, kilka dziwnych przedmiotów, chyba składników do eliksirów oraz książkę. Ciekawe co zamierza z tym zrobić. Ugotować sobie zupę? Bo na zdolnego mi nie wyglądał.

Zaklęcia- lumos. Dosyć przydatne zaklęcie. Wyczarowuje na końcu różdżki małą kulkę światła. W sali było straszliwie ciemno. Profesor Flitwick kazał nam naraz wypowiadać to zaklęcie. Mi się chyba udało z 7 razem. Przyda się przy nocnych eskapadach.~ mruknął Stuu.
Po dzwonku poszliśmy do sali od obrony przed czarną magią. Na lekcję nie musieliśmy długo czekać. Prawie się spóźniliśmy. Lupin uśmiechnął się do mnie, jakby z zakłopotaniem. Dobraliśmy się w pary. Mieliśmy ćwiczyć zaklęcie Protego, które wyczarowuje "tarczę" przed nami, która broni nas przed zaklęciami i odbija je do przeciwnika. Ćwiczyłyśmy razem z Natalie. Nawet dobrze nam szło. Każdy komu się udało, zarobił 2 punky dla swojego domu.
-Dobrze że już obiad, bo umieram z głodu!- oznajmił nam Max, pocierając się po brzuchu.

***

-Czyli mam rozumieć, że chcecie przekopać cała bibliotekę?-spytała Bridget pijąc sok dyniowy.
-Tak jakby, chcemy znaleźć informacje o tej kobiecie z mojego snu.-odpowiedziała Natalie.
-Jak chcesz ją znaleźć, skoro wiesz tylko to, jak ma na imię i, że ma bliźniaczkę?-zapytał Paul.
-Popatrzymy na album szkolny z tamtego roku.Wyglądały na co najmniej 20 lat... Musi być przecież jakiś album szkolny, prawda?-
-No nie jestem pewny, ale nie zaszkodzi spróbować.- powiedział Nathan.
-Ja chciałabym też poszukać coś o Tonks...w końcu to moja ciocia...-dodałam cicho.
Wszyscy ucichli. No właśnie! Przecież ja im nic nie mówiłam o Lupinie ani o Nimfadorze. Ale jestem głupia!
-Dobra, będziemy czekać pod obrazem z Grubą Damą, o 17:00- powiedziała Mia. Wszyscy przytaknęliśmy i wyszliśmy z Wielkiej Sali.

-Mamy teraz godzinę wolnego. Co robimy?- zapytała Bridget.
-Może pójdziemy na błonia? Ładna pogoda jest. Możemy z tego skorzystać.- wszyscy się zgodziliśmy, tak więc ruszyliśmy na błonia. Akurat Hagrid był ze swoim ogromnym psem na spacerze.
-Hej Hagrid. Czy to jest Kieł?- spytałam podchodząc do wilczura. Ten polizał mnie leniwie po twarzy i zamachał parę razy ogonem.
-Tak, cholibka. Musiałem z nim wyjść, bo wiercił się i płakał, a ja nie mogłem tak na niego patrzeć, to wziąłem go do Zakazanego Lasu. Troszku pobiegał i teraz zmęczony prawie utrzymać na nogach się nie może.- zaśmiał się- ale on i tak zawsze będzie taki sam. Mały głuptas... Chcecie do mnie wpaść na herbatę?- widząc miny kolegów, podziękowałam miło. Widać, że oni nie czują się komfortowo przy Hagridzie, a co dopiero przy jakimś ogromnym wilczurze. Paul jednak pogłaskał psa.
Poodpoczywaliśmy jeszcze trochę na błoniach i wróciliśmy do zamku.

***

-Ej! To nie fair! Zasługiwałem przynajmniej na Z. Czemu O? Nienawidzę Snape'a...-
-Spokojnie Stuu. Po prostu za dobrze to zrobiłeś i Snape nie chciał mieć konkurencji w eliksirach.- Stuart zaśmiał się lekko. Wróciliśmy do pokoju wspólnego. Mamy jeszcze godzinę do 17:00.
-Co będziemy robić przez ten czas?- spytałam reszty.
-Może.... odrobimy lekcje? Nie chcę robić ich wieczorem. Wtedy trudniej się skupić.-
-Racja.- zadali nam z zielarstwa, oczywiście z eliksirów oraz z astronomii. Pierwszy tydzień i tyle zadane! Zielarstwo tylko napisać jakie rośliny nietrujące można spotkać w lasach. Banalne! Mówiliśmy nawet o tym na lekcji. Dobra... Eliksiry- wymień wszystkie składniki Eliksiru Bombaku. Eeeee... na pewno jest w podręczniku. 0,2 l. krwi wini, 0,02 l. luzu Etiki, 1 oko wini i 2 g. sproszkowanego rogu Jednorożca. Spoko... I oczywiście astronomia. Trzeba uzupełnić plan nieba. Na szczęscie tylko to, co robiliśmy. To... to tu... nie... TO tu i to.... Hmmm...
-Ehm. Nie chcę wam przeszkadzać, ale jest już 17:13, więc może pójdziemy wreszcie do nich?- Paul ma rację! Wpisałam jeszcze kilka nazw i pobiegłam do wyjścia.
-No nareszcie, myśleliśmy, że się was nie doczekamy!-powiedziała Natalie ze zniecierpliwieniem.
-Przepraszam, zapomnieliśmy...- chciałam wytłumaczyć.
-Dobra chodźcie już.- powiedziała Mia i powędrowaliśmy do biblioteki.

***

Po wejściu do biblioteki, zorientowałam się, że jestem w tym miejscu po raz pierwszy. Wszędzie widać było ogromne regały z książkami, aż można było się poczuć jak mrówka. Stare, kolorowe księgi widniały na każdym regale. Gdzie się nie popatrzyło- tam książki. Raj dla Natalie. Ona kocha czytać. Ruszyliśmy najpierw poszukać coś o tej kobiecie ze snu Nat. Po jakimś czasie jedna książka bardzo przykuła moją uwagę. W środku było zdjęcie wesołej dziewczyny z podpisem: Nimfadora Tonks. Nie wiedziałam, że ona tak wyglądała...
-Znalazłaś coś?- spytał Max patrząc na mnie znad książki.
-Tak...- wydusiłam z siebie.- Znalazłam parę informacji o Nimfadorze Tonks, wiedzieliście, że była w Huffelpufie?- spytałam innych. Usłyszałam tylko oschłą odpowiedź:
-W tej chwili robimy coś innego.- popatrzyłam na Nathana z wyrzutem. Ujrzałam tylko kupkę potarganych włosów wbijających zmęczony wzrok na książkę. Widać, że są zmęczeni.
Po jakimś czasie większość zasnęła. W końcu Natalie powiedziała, żebyśmy poszli już do dormitoriów, bo na pewno jest późno. Przy drzwiach Pani Pince patrzyła na nas surowym wzrokiem.


W pokoju wspólnym przycząłagałam się do sypialny i położyłam się spać. Nawet nie miałam siły, by przebrać się w piżdżamę. Usłyszałam tylko skrzypienie łóżek i odpłynęłam w świat snu...

sobota, 16 marca 2013

Książki...Dużo książek...by Natalie [Czwartek]

Śniła mi się wciąż ta kobieta, jak umierała wraz z mężem. Tak w sumie były dwie takie same kobiety, to chyba były...bliźniaczki. I jeszcze mówiła coś o Natalie, że jest bezpieczna...Nie to nie mogłam być ja... Wstałam, zerknęłam na pozostałe łóżka. Nikogo nie było! Spojrzałam na zegarek, 8:29! Szybko się ubrałam i popędziłam na śniadanie. Czekał mnie czwartek, najgorszy dzień. Nie dość, że tyle przedmiotów, to jeszcze dwa możliwe ze ślizgonami! Zjadłam szybko kanapkę i poszłam na historię magi. Okazało się, że jestem spóźniona, 2 minuty. Wielki mi spóźnienie! Zajęłam szybko ławkę. Nawet nie starałam się robić notatek. Zasłoniłam się książką o historii magii, chcąc pogadać z Nickiem.
,,-Kiedy ta męka się skończy?"-zapytał się w myślach Nick.
,,-Nick..."-powiedziałam. nie spodziewałam się, że tak gwałtownie na to zareaguje! Aż podskoczył i momentalnie odwrócił głowę w moją stronę. Nikt na szczęście tego nie zauważył.
,,-Nat, nie strasz mnie tak!"-pomyślał.
,,-Przepraszam, nie myślałam, że tak na to zareagujesz. Wiesz, dzisiaj przeszukujemy z Carmen bibliotekę, w celu znalezienia kim jest ta kobieta. Myślałam, że gdyby Niewerbalni się przyłączyli, poszło by o wiele szybciej...To jak wchodzisz w to?"- 
,,-Pewnie, zawiadom innych...Czy mogłabyś nie czytać mi teraz w myślach? Da się jakoś od tego chronić?"-
,,-Chyba, nie...No skoro nasz "mistrz oklumencji" nie mógł...to uczeń chyba też nie."-
,,-To zarazem fajne i okropne"- 
,,-Jak uważasz."- 
Skończyła się lekcja i oczywiście pan Binns nam pracę domową. Poinformowałam Nathana i Mie o tym "wypadzie" do biblioteki. Nim dotarliśmy, już nauczycielka stała pod klasą. Znowu zasłoniłam się książką i powiedziałam w głowie Carmen.
,,-Twoja paczka też się przyłączy do szukania informacji w bibliotece?"-
,,-Zapytam się, ale raczej tak"-
Lekcja szybko się skończyła i poszliśmy na lunch. Nathan, Mia, Nick i ja dosiedliśmy się do stołu gryfonów.
Jadłam kurczaka, popijając sokiem dyniowym.
-Czyli mam rozumieć, że chcecie przekopać cała bibliotekę?-zapytała Bridget z jedną brwią uniesiona do góry.
-Tak jakby, chcemy znaleźć informacje o tej kobiecie z mojego snu.-powiedziałam.
-Jak chcesz ją znaleźć, skoro wiesz tylko to, jak ma na imię i, że ma bliźniaczkę?-zapytał Paul.
-Popatrzymy na album szkolny z tamtego roku.Wyglądały na co najmniej 20 lat... Musi być przecież jakiś album szkolny, prawda?-spytałam.
-No nie jestem pewny, ale nie zaszkodzi spróbować.- powiedział Nathan uśmiechając się do mnie.
-Ja chciałabym też poszukać coś o Tonks...w końcu to moja ciocia...-dodała Carmen.
Zamurowało nas. Nimfadora Tonks jest przecież żoną Profesora Lupina! Czyli Lupin to wujek Carmen!
-Dobra, będziemy czekać pod obrazem z Grubą Damą, o 17:00- powiedziała Mia.
Pożegnaliśmy się i poszliśmy na eliksiry. 
***
-Oceniłem wasze eliksiry...prawie cała klasa zrobiła źle...nie było ani jednego Wybitnego...czemu jestem taki  zmęczony?...zamiast zwiększyć energię...wasze eliksiry mnie z niej pozbawiły...-powiedział Snape sennym głosem i ziewnął. Weszłam w jego myśli. Marzył o łóżku i poduszce...trzeba by to jakoś korzystnie rozegrać...
-Panie profesorze,-zaczęłam.- skoro jest pan taki zmęczony, może pójdzie pan odpocząć, zostawiając nas pod opieką innego nauczyciela lub ucznia któremu pan ufa...(choć nie wiem czy taki istnieje)
Zamyślił się.
-No dobrze...i tak nie dam rady przeprowadzić dziś lekcji...pójdę do pani Pomfrey...po eliksir energetyczny...zostawiam was na chwilę samych...niczego ni dotykajcie.- i wyszedł. Słuchaliśmy jego oddalających się kroków. Po chwili Nick powiedział z uśmiechem.
-Przynajmniej stracimy trochę lekcji.-
Słysząc to Caroline, wstała i podeszła do biurka Snape'a.
-Caroline co ty robisz!-krzyknęła jakaś puchonka.
-I tak Snape nie będzie nic pamiętał, więc zmienię wszystkim na wybitny.- po tych słowach zaczęła szybko  pisać po kartce. kiedy usłyszeliśmy kroki, czmychnęła na swoje miejsce. Zjawił się profesor Snape, tym razem już normalny.
-Dobrze, nie zdążycie już zrobić żadnego eliksiru. Przeczytam oceny z tamtych.-wytrzeszczył oczy na oceny w dzienniku.- Wszyscy dostali WYBITNY?! Jak...Co?...-zaczął pytać się samego siebie Snape.
-Wie profesor...bo mówił pan, że jesteśmy tacy wspaniali i w ogóle...-powiedział Dan.
Snape zastanawiał się chwilę i dał sobie z tym spokój. Nawijał coś o roślinach  i dał nam oczywiście zadanie domowe.
-Ale numer z tymi ocenami.-zagadnął mnie Jace.
-No, każdy się cieszy...Wybitny od Snape'a...-zaśmialiśmy się oboje. 
Poszłam na obronę przed czarną magią. Dzisiaj wzięliśmy zaklęcie tarczy. 
-Zaklęcie jest bardzo proste i skuteczne. Wyczarowuje tarczę obronną, która odbija zaklęcia.- powiedział Lupin. Dobraliśmy się w pary i ćwiczyliśmy.
-Expelliarmus!-krzyknęła Carmen.
-Protego!-odbiłam jej zaklęcie.
Robiłyśmy to na zmianę. Na koniec lekcji każdy zdobył trochę punktów dla swojego domu i miał już perfekcyjnie opanowane zaklęcie rozbrajające. Poszliśmy do szklarni, na nieszczęsne zielarstwo ze ślizgonami. 
***
Zielarstwo skończyło się 10 minut wcześniej i poszliśmy szybko na zaklęcia. Na korytarzu ćwiczyliśmy zaklęcie lewitacji na piórze, wszystkim z paczki to się udawało. Zaklęcia Chłoszczyść i Alohomora, nie mieliśmy jak ćwiczyć. Na szczęście z nudy wybawił nas początek lekcji. Weszliśmy do klasy ale było w niej całkowicie ciemno. Okna zasłonięte, ale chyba wszystko było na swoim miejscu. Po omacku wszyscy zaczęli szukać swojego miejsca.
-Jak widzicie, zdążyłem przygotować salę na ćwiczenie zaklęcia powodującego światło. Niech wszyscy powiedzą Lumos na 3.-powiedział profesor i zaczął odliczanie.- Jeden...dwa...trzy!-
-Lumos!-wszyscy krzyknęli i z końca mojej różdżki zapaliło się małe światełko, które po chwili zgasło.
-No jeszcze raz. Dopóki wam się nie uda.-powiedział profesor Flitwick.
-Lumos!- krzyknęłam. Tym razem zapaliło się troszeczkę mocniej. Próbowałam jeszcze parę razy i mi się udało.
-Dobrze, już koniec zajęć, poćwiczcie to!-powiedział i wyszliśmy z klasy.
Poszliśmy do pokoju wspólnego.
-Co będziemy robić do 17:00?- zapytała Mia.
-Pierw odróbmy prace domowe, a potem możemy wyjść na błonia, jest piękna pogoda.- powiedziałam.
Szybko uporaliśmy się z zadaniami i wyszliśmy na dwór. Usiedliśmy nad jeziorem. Słońce pięknie grzało, choć było trochę chłodno,w końcu to już jesień...Pierw, żeby zająć czas, zrobiliśmy konkurs puszczania kamieni po wodzie. Mia puściła dwie kaczki, ja jedną, Nick też dwie, a Nathan trzy. Potem szukaliśmy w wodzie jakiś żyjątek, ale nic nie znaleźliśmy. Usiedliśmy pod drzewem i zadawaliśmy sobie pytania, żeby zająć czas.
-Możecie uwierzyć, że żyjemy w świecie pełnym magii?-zapytałam
-Natalie, my jesteśmy półkrwi, wiedzieliśmy to od urodzenia.-powiedział Nathan.
-No tak...czasami zapominam...ja jakoś jestem czystej krwi, ale prawie nic o niej nie wiem.
-Nie zamartwiaj się tym. Przecież zawsze możesz się pytać nas.-dodała z uśmiechem Mia.
-Nawet nie pytać, możesz to przeczytać w naszych głowach.- powiedział Nick wymachując palcami. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Już 16:30. Chodźcie zanim to my się spóźnimy.- powiedziałam.
***
Czekaliśmy pod portretem Grubej Damy. Mia siedziała na podłodze z podciągniętymi kolanami, coś sobie nucąc, Nath chodził w tą i z powrotem, Nick śledził go uważnie wzrokiem, a ja opierałam się o ścianę z założonymi rękami. Patrzyłam co chwila na zegarek...17:05, 17:10...Dlaczego oni się spóźniają?! W końcu wyszli. 
-No nareszcie, myśleliśmy, że się was nie doczekamy!-powiedziałam ze zniecierpliwieniem.
-Przepraszam, zapomnieliśmy...-powiedział Carmen.
-Dobra chodźcie już.- powiedziała Mia i powędrowaliśmy do biblioteki.
***
Biblioteka znajduje się na piątym piętrze. Jest ogromnym pomieszczeniem z wieloma rzędami regałów, półek na których znajdują się dziesiątki tysięcy książek i ksiąg. Po prawej stronie znajduje się biurko zawalone woluminami, w głębi zaś stoi kilkanaście stolików i krzeseł, tworząc przytulną czytelnię. Nad porządkiem czuwa Pani Pince. Cała biblioteka wydzielona została na poszczególne działy tematyczne, z których najlepiej pilnowanym jest Dział ksiąg zakazanych. Znaleźliśmy dział z historią szkoły. Wszyscy przeglądali albumy z uczniami i nauczycielami, oraz co w tym czasie ciekawego się działo. Wszyscy nabrali parę książek i i poszli do stolików. Tylko Carmen nie odrywała oczu od jednej.
-Znalazłaś coś?-zapytał się Max.
-Tak...-dodała, ale zauważyła, że przygląda się stronicom książki.- Znalazłam parę informacji o Nimfadorze Tonks, wiedzieliście, że była w Huffelpufie?- zapytała.
-W tej chwili robimy coś innego.- powiedział oschle Nathan i wrócił do szukania. Po paru godzinach spędzonymi nad książkami, aż oczy bolą. Powieki chciały same mi się zamknąć. Zobaczyłam, że Nathan, Nick, Mia, Bridget i Paul śpią na książce. Jedynie wytrwali Max, Stuart, Carmen i ja. Pobudziłam wszystkich i stwierdziłam, że nie będę ich zamęczać swoimi   problemami i będę sama szukać tych informacji. Odłożyliśmy wszystkie książki na swoje miejsce i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Kiedy ja i Mia weszliśmy do dormitorium dziewcząt każda spała. No tak w końcu już 21:23. Szybko się położyłyśmy i odpłynęłyśmy świat snów.

czwartek, 14 marca 2013

Za dużo pytań za mało odpowiedzi...by Natalie [Środa]

Stałam sama na polanie. Zbierało się na burzę. W oddali biegli dziewczyna i chłopak. Zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Przyjrzałam im się bardziej. Kobieta była oszałamiająco piękna. Miała długie, proste czarne włosy, niebieskie oczy, i trzymała coś w ręku. Mężczyzna wysoki, z brązowymi włosami i też niebieskimi oczami, miał smutną twarz. Biegli nadal trzymając się za ręce. Dobiegli do drzewa. Na samym dole była norka, chyba opuszczona przez nornice. Włożyła tam w pojemniku kartkę papieru z czymś jeszcze. Zauważyłam, że ktoś ich gonił. Był to mężczyzna z blizną na całej twarzy i jak głupi wymachiwał różdżką na wszystkie strony. Kobieta zaczęła uciekać, a mężczyzna został. Dama schowała się za drzewem, a chłopacy toczyli walkę. Człowiek z blizną na całej twarzy, krzyknął zaklęcie i zobaczyłam zielone światło.
-Chris!- krzyknęła kobieta zdradzając swoje położenie. Mężczyzna nie zawahał się ani chwili i poleciało to samo zaklęcie. Kobieta leżała martwa koło swojego męża. Morderca odszedł, upewniając się, ze nikogo w pobliżu już nie ma. Nabiegły mi łzy do oczu. Chciałam do nich podbiec, ale to sen i byłam w nim tylko obserwatorem. Podbiegła jakaś kobieta, bardzo podobna do tej, która leżała na ziemi.
-Sophia!- krzyknęła.- NIE!!!- podbiegła do nich i też płakała. Powiedziała do niej, gładząc ją po twarzy.
-Co z dzieckiem? Gdzie jest Natalie?- spytała.
-Bezpieczna...- To były jej ostatnie słowa.

Obudziłam się. Twarz miałam całą w łzach. Pewnie płakałam całą noc, bo poduszka była niczym woda. Wstałam i spojrzałam na zegarek, 5:38. Nie chciałam już spać. Czułam się bezradna. Nienawiść i smutek ze mnie kipiały. Dlaczego nie mogłam nic zrobić?! Wstałam i w piżamie poszłam do pokoju wspólnego. Znalazłam tam parę kartek i ołówki. Usiadłam na kanapie i starałam się narysować tą kobietę i mężczyznę. Niezbyt mi to wychodziło, nie umiałam oddać jej piękna. Poddałam się. Odłożyłam kartki i szkicownik na swoje miejsce. Rozmyślałam nad tym kto to był. Zapisałam sobie w notatniku (żeby nie zapomnieć) imiona które usłyszałam. Chris i Sophia...A ta druga kobieta? Kim ona była? Może jeszcze żyje? To prawdopodobne, bo wyglądała na 20 lat. Może uda mi się poszperać coś o niej w bibliotece? A to pudełeczko? Nadal jest pod drzewem?  Te pytania ciągle mnie zaręczały... Do pokoju wspólnego wszedł Kevin.

-Ty też nie możesz spać?- spytał. Nic nie mówiąc kiwnęłam głową.
-Chcesz pograć w szachy?- Nie umiałam w to grać ale się zgodziłam.
Rozłożyliśmy plansze, ja ruszałam białymi on czarnymi. Szybko zleciał czas. Więcej zajęło mu tłumaczenie mi gry, niż samo granie. Była 6:23. Postanowiłam ubrać się i wyjść na świeże powietrze. Pierwsza czynność zajęła mi mało czasu.Napisałam jeszcze liścik do mojej "paczki" i włożyłam Mii pod rękę.
***
Byłam na błoniach. Zapach czystego powietrza orzeźwił mnie. Chciałam sprawdzić wszystkie drzewa, by tylko zobaczyć to pudełko. Już miałam wchodzić do lasu, ale usłyszałam za sobą trochę ochrypły głos.
-Gdzie się wybierasz?- odwróciłam się. To był Hagrid. Zrobiłam zawstydzoną minę, ze znowu mnie na czymś przyłapał. Spojrzał na zegarek.
-Śniadanie ci zaraz minie. Może masz ochotę na herbatkę?-zapytał z uśmiechem. Skołowało mnie to. Pierw taki zły, a teraz wesoły.
-Chętnie.- powiedziałam.
Weszliśmy do jego małej chatki. Był tam kominek, a pod oknem leżał pies. Usiadłam na krześle, a on nalał mi herbatki i poczęstował ciastkami.
-Kieł nie bądź niegrzeczny, przywitaj się.- jak na zawołanie, pies zaczął lizać mnie po twarzy. Potem jednak wrócił spać. Harid usiadł kolo mnie i zapytał.
-Dlaczego tak cię ciągnie do zakazanego lasu?-
-Ciekawość to nie grzech.-powiedziałam.
-W Hogwarcie poniekąd tak.- odpowiedział lekko się śmiejąc. Siedzieliśmy trochę w ciszy. Postanowiłam teraz ja mu zadać pytanie.
-Hagridzie, jak długo jesteś gajowym?- To pytanie trochę go skołowało.
-Długo, a co?-
-Bo miałam taki sen, dlatego chciałam pójść do zakazanego lasu.-powiedziałam, chyba był gotów, że opowiem mu sen, ale szybko dodałam.- To był bardzo długi sen.
-Nigdzie mi się nie spieszy.- dodał z uśmiechem. Opowiedziałam mu go ze szczegółami.
-Przykro mi, wtedy było dużo Sophi, taka moda na to imię, nie umiem powiedzieć która była w twoim śnie.- powiedział.- No idź już bo spóźnisz się na lekcje.- dodał uśmiechem.- Jesteś tu mile widziana.
-Dziękuje. Niedługo cię odwiedzę, może uda mi się znaleźć moją przyjaciółkę.- uśmiechnęłam się.
-Carmen Anal?-kiwnęłam.- Odwiedza mnie często. No idź już!- dodał zamykając drzwi. Popędziłam na zielarstwo.
***
Dobraliśmy się w czwórkę, bo pracowaliśmy przy jakiś roślinach.
-Czemu cie nie było na śniadaniu?-spytał Nick szeptem.
Wyjaśniłam im mój sen i jak błam u Hagrida.
-Fajnie.- dodał Nathan i Mia.
-Nie rozmawiać!- ostrzegła nas profesor Sprout.
-Jak myślisz kim była ta kobieta?- zapytał Nick.
-Panie Bagad, czym chce pan się z nami podzielić?- powiedziała ironicznie nauczycielka, wyciągając Nicka na środek. Stał jak otępiały, w końcu otrząsnął się i powiedział.
-Za pięć minut koniec lekcji.- 
-Jak ci tak śpieszno możesz już wyjść.- powiedziała zagniewana i dała mu dodatkową pracę domową.
Pięć minut szybko minęło i poszliśmy na zaklęcia. 
***
Profesor Flitwick kazał nam poćwiczyć zaklęcie czyszczące Chłoszczyść, ponieważ profesor Snape zabrał nam godzinę zaklęć, mówiąc, że eliksiry są ważniejsze. 
-Dzisiaj będziemy ćwiczyć zaklęcie otwierające różne rzeczy. Proszę wyciągnąć różdżki i stanąć w kolejce przed tymi drzwiami.- powiedział Profesor Flitwick i wyczarował piękne drewniane drzwi. Ustawiliśmy się przed nimi.
-Różdżka przed siebie i mówicie: Alohomora. Chyba to nie jest dla was za trudne, hę?- pisnął.
Pierw zaczęli krukoni, prawie wszystkim się udawało.
-Alohomora!-krzyknęłam i drzwi się otworzyły. Po każdym razie nauczyciel mówił zaklęcie zamykające: Colloportus. Lekcja minęła szybko.  Poszliśmy na lunch. Zjedliśmy szybko i poszliśmy na eliksiry.
*** 
-Dziś zrobicie eliksir Energii, 45 strona w książce, czas start.-powiedział Snape bez uczuć.
Szybko znalazłam tą stronę i przeczytałam instrukcję.

Eliksir Energii

Znakomity eliksir nadający się do spożycia, kiedy jesteśmy zmęczeni;
Składniki: sproszkowany ogon jaszczurki, dwoje oczu nietoperza, 3 listki mandragory, kropla krwi jednorożca.
Jak przyrządzamy: 
Posiekaj listki mandragory i wrzuć do kociołka razem ze sproszkowanym ogonem jaszczurki. Zamieszaj energicznie 4 razy. Wyciśnij wodę z oczów nietoperza i zamieszaj. Na koniec dodaj krople krwi jednorożca i zdejmij kociołek z ognia. Poczekaj 3 minuty jak samo wszystko się zmiesza. Po 4 godzinach będzie gotowy do picia.

Zabrałam się do pracy. Po skończeniu, wzięłam fiolkę i dałam ją Snape'owi. Czekałam na innych, zostało jeszcze 5 minut. Kiedy profesor oznajmił koniec lekcji, wszyscy wybiegli z klasy. Poszliśmy na dziedziniec.  Zobaczyłam tam Carmen ze swoimi znajomymi. Przedstawiliśmy się wszyscy, a potem wyciągnęłam Carmen, bo chciałam porozmawiać w cztery oczy. Opowiedziałam jej mój sen i pobyt u Hagrida, potem dodałam.
-Pomożesz mi w szukaniu informacji?-
-Od czego są przyjaciele.- dodała z uśmiechem.- jutro wieczorem koło biblioteki.- dodała i dołączyliśmy do reszty.
***
-Dzień dobry. Dzisiaj będziemy zamieniać guziki w żuki. To jest trudniejsze niż odwrotność, ponieważ trzeba wyczarować wszystkie nerwy,zmienić kolor i tak dalej. Do roboty.- Profesor McGonagall rozdała każdemu po dziesięć guzików. Zamieniałam dopiero w żuka 4 guzika, oczywiście był pół-żukiem, pół-guzikiem. Całkowicie udało mi się przemienić w kompletnego żuka 7 guzik, potem szło łatwo. Po lekcji, poszliśmy na obiad. Zjadłam z przymusu, bo gryzła mnie ciekawość. 
***
Na Obronie przed czarną magią, znowu były boginy. 
-By pokonać bogina, potrzebny jest śmiech. Samo zaklęcie nie wystarczy, pamiętajcie o tym.- przypomniał.- Przygotujcie różdżki!- szafa otworzyła się. Pierw było parę gryfonów, potem krukoni i na samym końcu, wreszcie ja. W sumie to nie wiedziałam czego się bałam, od pokazania nam zaklęcia na dementory, chyba już ich się nie boje. Byłam ciekawa, co będzie moim nowym lękiem. Z szafy ukazał się mężczyzna z bladą cerą, krwistymi oczami i w pelerynie. W ramionach trzymał tą kobietę z mojego snu, nadal żyła ale nie potrafiła mu uciec. Ogarnął mnie strach, żyj, żyj! Z moich oczu popłynęły łzy, to było o stokroć straszniejsze od dementorów. Nienawidziłam kiedy ktoś z moich bliskich cierpiał, a ja byłam bezradna...Zaraz nie byłam bezradna! Mogłam krzyknąć zaklęcie  i odstraszyć bogina, wiedziałam, że przecież to nie dzieje się na prawdę. A jednak ta kobieta nie żyła. Wampir już miał topić kły w szyi pięknej damy, ale krzyknęłam z drżeniem w głosie.
-R...Riddiculus.- Na kłach wampira pojawiły się korki, uciekł, upuszczając kobietę na ziemię. Nie oddychała, zaczęłam szlochać. 
-Koniec na dziś. Do widzenia.- powiedział do wszystkich z serdecznym uśmiechem. Dmuchałam nos w chusteczkę, zdążyłam się już opanować i nie płakałam. Nauczyciel jednak zatrzymał mnie.
-Natalie, kim była ta kobieta?-zapytał.
-Nie wiem...-odparłam ze smutkiem w głosie.
***
Lekcje skończyły się. Poszłam do dormitorium dziewczyn i odłożyłam książki. Poszłam do lochów. Czekał tam na mnie Profesor Snape.
-Dzień dobry.- odparłam.
-Witaj Blueye, wież po co tu jesteś. Zaczynamy, skup się na mnie i przeczytaj o czym myślę.-
Tak w sumie, miałam to trochę opanowane. Nic trudnego, wystarczy się skupić na danej osobie i już czytam jej myśli, wchodzę w wspomnienia, przeglądam jak na seansie filmowym dobre i złe myśli, lub po prostu słyszę słowa bez obrazów. Mniej opanowane jednak miałam, mówienie w cudzej głowie. Nadal poruszałam ustami.
,,-Oceniłem już wasze napoje, nie chcesz wiedzieć co dostałaś"-
-Co dostałam?!-spytałam.
-Nie bądź ciekawska, jutro się dowiesz.- powiedział Snape, z triumfem na twarzy.- jeszcze raz.
,,-Niedługo będę sędziować na meczu w Quidditcha."-
-Na prawdę? Będzie pan sędziować?-
-Masz tu już opanowane, sięgnij mi teraz do wspomnień, a ja będę stosować oklumencję.-
Sięgnęłam do jego wspomnień, leżał młody profesor Snape na łące z jakąś ruda dziewczynką. Chyba Snape dowiedział się, że już weszłam głęboko do jego wspomnień.
-Dosyć Blueye, muszę mieć swoje tajemnice.- syknął. Przestałam.
-Teraz powiedz mi coś.- O czym tu powiedzieć nauczycielowi?!
,,-Na prawdę, będzie pan sędziował na meczu Quidditcha?"-
-No to musimy poćwiczyć, poruszasz ustami. Możesz już iść.- powiedział i wyprosił mnie z lochów. Szłam zamyślona, kim była ta kobieta? Ciągle gryzło mnie to po głowie. Nagle znalazłam się na podłodze. Ocknęłam się, wszędzie leżały książki. 
-Uważaj jak chodzisz!- krzyknął brunet.
-Tony?- spytałam.
-Natalie? Oj sory ja też powinienem uważać, nic nie widziałem przez te książki.- odparł rumieniąc się.
-Nic się nie stało. Pomóc ci?-zapytałam.
-Jak chcesz.- I zaczęliśmy zbierać książki. Podzieliliśmy je na dwie równe kupki i zaczęliśmy schodzić do lochów.
-Po co ci tyle książek?-spytałam.
-Nie tylko krukoni się uczą.- odparł ze śmiechem.
Stanęliśmy przed kamienną ścianą, a on powiedział hasło, tak cicho, żebym nie słyszała.
-Dzięki za pomoc.-dałam mu wszystkie książki i pożegnałam się z nim.
Idąc do pokoju wspólnego dostałam książką w głowę. Obróciłam się. Za mną szla puchonka z książkami, gadająca z koleżanką. Może to przez przypadek? Znowu oberwałam.
-Dlaczego rzucasz we mnie książkami?-spytałam z irytacją.
-To nie ja, to Irytek Poltergiest.- zobaczyłam jak lata tam z książkami w ręce. Miał złośliwy uśmieszek i małe oczka. Wzięłam książkę i rzuciłam w Irytka.
-Chcesz wojnę, chcesz wojnę?-krzyczał Irytek. Zobaczył, że przestałam rzucać książkami i powiedział kiedy odchodziłam.- Dzidzia musi się wypłakać.
Po chwili byłam już w pokoju wspólnym i opowiadałam jak było na lekcjach ze Snapem. Po mojej przemowie wszyscy ucichli. Cisza trwała w nieskończoność, w końcu przerwałam ją.
-Musze znaleźć jakąś wskazówkę, kim była ta kobieta.-
-Pomożemy ci.- powiedziała Mia kładąc mi rękę na ramieniu.
-Dziękuje.- uśmiechnęłam się do nich.  
Poszłam do dormitorium, przebrałam się w piżamę i już miałam zasypiać, kiedy naszła mnie dzika myśl. Może by pójść do zakazanego lasu, poszukać tego pudełeczka? Natalie, nie bądź głupia! Po ciemku nic nie znajdziesz, pierw trzeba poszukać w bibliotece i pytać ludzi. Położyłam się i chwile patrzyłam na baldachim. Może przyśni mi się jakaś podpowiedź. Zasnęłam.