wtorek, 2 kwietnia 2013

Bójka... by Carmen (:D) [poniedziałek, 9 września]

Aaaaaaaaaaammmm.... Spojrzałam na zegarek. 2:05. Co?! Nie... to niemożliwe... Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Wszystkie dziewczyny jeszcze spały. Miałam dziwne uczucie, że ktoś mnie obserwuje. Położyłam się ponownie na łóżku. Nie chciało mi się już spać, więc ubrałam się w szaty. Spakowałam torbę i postawiłam ją na łóżku. Wyszłam powoli, by nie obudzić reszty. Zeszłam cicho po kamiennych schodach. Już miałam wychodzić z pokoju, gdy usłyszałam za sobą ciche chrząknięcie. Obejrzałam się szybko. Stał za mną, a raczej dryfował w powietrzu przeźroczysty mężczyzna. Popatrzył  na mnie.
-A co ty tu robisz o tak wczesnej porze, młoda damo.- rzekł z uśmiechem.- wszyscy jeszcze śpią.-
-Obudziłam się i nie mogę już zasnąć.- powiedziałam zawstydzona.
-Ech... No dobra, idź. Pochodź sobie po tym zamku. Jakby co, to mnie nie widziałaś.- powiedział, po czym zaśmiał się i odleciał w ścianę. Odetchnęłam z ulgą. Wyszłam przez obraz i stanęłam na półpiętrze.  Nagle zobaczyłam na schodach jakiegoś chłopaka z czwartego roku, tak na oko. Widocznie lunatykował, bo miał zamknięte oczy i był w pidżamie.  Zdziwiona podążyłam za nim. Chłopak szedł w kierunku Wielkiej Sali. Po jakimś czasie przeszedł przez drzwi. Gdy pobiegłam za nim, by nie zgubić go z oczu. Zauważyłam, że łaskocze namalowaną gruszkę na obrazie. Mocno się zdziwiłam, lecz po paru sekundach owoc zamienił się w klamkę. Podeszłam powoli do "drzwi". Obok znajdował się inny obraz, przedstawiający martwą naturę. To wejście do pokoju wspólnego Puchonów. Przynajmniej tak mówiła Isabelle... Nie czekając, weszłam za nim do pomieszczenia, które okazało się być kuchnią. Lunatyk podszedł do jakiegoś stworka i poprosił nieobecnym głosem o ciastka z marmoladą. Ludzik kiwnął głową i pobiegł do szafki. Nagle podszedł do mnie inny i zapytał, czy chcę coś zjeść.
-Eeee... nie dziękuję. A... Kim wy jesteście?- zapytałam speszona.
-Jesteśmy skrzatami domowymi. Ja jestem Zgredek, madam.-skrzat ukłonił się na znak powitania. Zarumieniłam się lekko.Nikt jeszcze do mnie nie powiedział per Madam...
-Moje imię to Carmen, sir.- odpowiedziałam z uśmiechem. Zgredek odwzajemnił uśmiech.

***

Po sześciu wyjątkowo długich lekcjach, usiadłam wreszcie na moim ulubionym miejscu koło kominka.
-Jak zmienić moje włosy? Albo co w sobie zmienić?- spytałam Paula siedzącego obok mnie.
-A co? Już ci się znudziło?- odgryzł się szczerząc zęby.
-Po prostu lubię zmiany.- odparłam obrażona.
-Może... proste blond włosy?- zaproponował Stuart.
-Ok.- uśmiechnęłam się do niego. Pobiegłam szybko do sypialni. Tym razem łatwiej mi poszło.
Zeszłam powoli po schodach. Podeszłam do chłopaków.
-I jak?- spytałam z uśmiechem.
-Łał... Ślicznie...- Stuu ciągle się na mnie patrzył, po czym uświadomił sobie co robi. Otrząsnął się i zarumienił lekko.
-Może pochodzimy sobie po zamku?- zaproponowała Bridget, która przyszła przed chwilą.
-Ok.-

Gdy przechodziliśmy przez dziedziniec transmutacji, Paul zauważył Georga. Podchodzili właśnie do niego Ślizgoni. Zaczęli go popychać i się z niego śmiać. Paul ruszył szybko w stronę kolegi, by go bronić. Wszyscy pobiegliśmy za nim.
-Zostawcie go!- krzyknął oburzony.
-A bo co?- spytał jeden z krzywymi zębami.
-Bo to!- zawołał i pchnął Ślizgona na ścianę. Jego zdenerwowani koledzy ruszyli na Paula ze złością. George nie chciał zostawiać przyjaciela, więc także wciął się w bójkę. Oczywiście dobry kolega Stuart, musiał pomóc kolegom. I tak oto powstała bijatyka na pół korytarza. Wszędzie zebrali się uczniowie. Parę Gryfonów i Krukonów kibicowało chłopakom. Wtem przyszedł Andrew próbujący powstrzymać uczniów.
-Natychmiast przestańcie!- krzyknął prefekt. Nikt go nie posłuchał i na dodatek dostał kopniaka w kolano od grubasa bijącego się akurat z Georgem. Stuu już miał przyłożyć temu z krzywymi zębami, gdy nagle wszyscy znieruchomieli. To Snape rzucił na nich jakieś zaklęcie. Podszedł do nich.
-Wszyscy macie szlaban. Dziś wieczorem w moim gabinecie.- syknął i mruknął przeciwzaklęcie. Stuart, Paul i George podnieśli się z ziemi. Każdemu leciała skądś krew, to z nosa, to z ramienia. Wszyscy w ciszy pomaszerowaliśmy do pokoju wspólnego.

***

Wieczorem chłopacy tak jak im kazał Snape, poszli do lochów. Ja z dziewczynami porozmawiałyśmy jeszcze trochę i po odrobieniu lekcji poszłyśmy spać.

4 komentarze:

  1. Miałam gotowy komentarz, ale to gówniane coś (czyt. tablet) usonęło mi go. Tak więc muszę pisać od nowa. Na szczęście nie był on zbyt długi. Głównie chodziło w nim o to, że fajnie opisałaś tą bójkę... Uwielbiam jak się ktoś bije, albo ogólnie walczy ^^ Walki na miecze w filmach są super, ale na pistolety też (jednak w tym drugim nie ma tych pasjonujących emocji i tej krwi) No dobra, wracajmy do bloga. Zgredzio *.* Mam nadzieję że będzie częściej występował. O Maryjo, ale się rozpisałam. Oby mi teraz nie usunęło (jestem na kompie, więc powinno pójść). W każdym razie rozdział mi się podoba, tylko szkoda, że krótki :(
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie, Vic ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwaga nowość!
    Przeczytałam!!! *.* (zachęcam do masowego facepalma)
    :)
    Jestem z Ciebie dumna

    OdpowiedzUsuń