piątek, 19 kwietnia 2013

Gryffindor-Slytherin, pierwszy mecz Quidditcha by Carmen and Natalie

Perspektywa Natalie.

Sześć lekcji ciągnęło się w nieskończoność, a przynajmniej tak się wydawało, w końcu dla niektórych (mam na myśli krukonów) to za mało. Niewerbalni odrabiali wspólnie zadanie domowe.
-Nath?-spytałam.
-Co?-
-Jakie są skutki po wypiciu eliksiru Rumbin?- Blondyn popatrzył na mnie i trafił książką prosto w moją głowę.
-Co robisz?!- powiedziałam pocierając czoło.
-Widzisz Nat...to Snape próbuje cały czas robić, wbić nam podręcznik do głowy...Nath chciał to tylko przyśpieszyć.- powiedział Nick. Wszyscy popatrzyliśmy na niego wymownie, dlatego że, dzisiaj nikt nie był skory do żartów. Dlaczego? Po pierwsze: Z każdego przedmiotu dali masę pracy domowej, po drugie: prawie na każdej lekcji kartkówki i po trzecie: nikt nie mógł doczekać się nadchodzącego meczu Quidditcha (jak wiadomo jest 1 października, dokładnie miniony miesiąc od rozpoczęcia roku szkolnego). Do pokoju wszedł Jace.
-Co robicie?- spytał.
-Odrabiamy lekcje.- odpowiedziałam z niechęciom. Po moich słowach, każdy zajął się sobą, Nick pisał razem z Nathanem, Mia ze mną, a Jace odpowiadał na zadane mu pytania.
-To jakie są skutki tego eliksiru Rumbin?- spytała lekko poddenerwowana Mia.
-Pomyśl...w co najczęściej zamieniają złe czarownice w mugolskich bajkach ? lub Co całują księżniczki?- spytał Jace, jakby już odpowiadając.
-Dzięki.-powiedziała uradowana.-Casidler, nie wolno!- krzyknęła do swojego kota, który chciał poostrzyć sobie pazurki na szafie. Dochodziła godzina 16, wszyscy szykowali się do wyjścia. Założyłam szalik w kolorze naszego domu, niebieskim i brązowym. Wszyscy wyszliśmy na błonia i zajęliśmy miejsca. Usiadłam koło Mii, krzesło zajęłam Carmen. Warunki do gry były dobre, niebo lekko zachmurzone, a po za tym nie wiał wiatr i nie padało. Postanowiłam kibicować Gryffindorowi. Zobaczyłam Carmen i jej paczkę, pomachałam do nich. Zauważyli mnie i usiedli na swoje miejsca.


Perspektywa Carmen

Ranek, śniadanie, lekcje, lunch, lekcje, obiad. Tak to spostrzegłam. Moje myśli ciągle biegły na boisko do Quidditcha. Mój pierwszy mecz i to jeszcze Gryffindor ze Slytherinem. Yay! Naprawdę nie mogę się doczekać i jeszcze Paul mówił, że postara się załatwić najlepsze miejsca w pierwszym rzędzie. Tylko zanim to się stanie- trzeba odrobić lekcje. Siedziałam już pół godziny nad książkami! Plan nieba leżał gdzieś na podłodze, a moje wypracowanie na eliksiry ciągle domagało się poprawek.
-Nie wytrzymam! Dlaczego akurat dzisiaj mamy tyle zadane?!- spytała z oburzeniem Bridget.- To nieludzkie.
-No, w końcu niektórzy uważają, że Snape jest wampirem, więc on nie może być ludzki.- powiedział Stuart z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Zachichotałam lekko na myśl Snape'a z wielkimi kłami w buzi i zabrałam się ponownie za pisanie.
Gdy wybiła godzina 15:45 na zegarkach, ubraliśmy się trochę cieplej i ruszyliśmy z innymi w stronę błoni. Po drodze spotkaliśmy jeszcze jakąś Ślizgonkę z brązowymi włosami, otoczoną przez grupkę pierwszoroczniaków, czyli najprawdopodobniej jej kolegów z klasy. Opowiadała właśnie coś o tym, jak dobrze ona lata na miotle. Tak jak Paul obiecał, usiedliśmy w pierwszym rzędzie. Było cudownie. I jeszcze Natalie przyszła. Pomachała do nas i podbiegłam po schodkach na górę.


Perspektywa Wspólna

-Ale się cieszę! Nareszcie pierwszy mecz Quidditcha!- powiedziała Carmen z entuzjazmem.
-No, tyle czekaliśmy...- dodała Natalie wyczekując rozpoczęcia gry. Wszyscy usłyszeli głos komentatora.
-Witam wszystkich na meczu Quidditcha! Dziś zmierzą się ze sobą drużyna Gryffindoru i Slytherinu! Obstawiam, że gryfoni złapią znicza i...w wolnych przypuszczeniach pani profesor.- powiedział blondyn o niebieskich oczach na swoją obronę do Profesor McGonagall.- Mam jednak nadzieję, że to właśnie gryfoni wygrają!..To znaczy...ja wcale nie jestem stronniczy...Proszę zostawić mój megafon pani profesor!...Dobrze już niczego nie będę przypuszczał...Będę komentował grę...przynajmniej się postaram... proszę tak na mnie nie patrzeć pani profesor!- po tych słowach zaczęli wchodzić drużyny.- Oto na czele drużyny Gryffindoru, wasz ukochany kapitan Daniel Rickson!-
 Niektóre dziewczyny wykrzykiwały z trybunów. ,,Daniel! Wygraj ten mecz!" lub coś typu ,,Kocham Cię!". Carmen kiedy spojrzała na muskularnego szatyna, który uśmiechał się i machał ręką, otworzyła buzię. W sumie większość dziewczyn miała podobna reakcję. 
-Carmen...-szturchnęła ją Natalie. Dziewczyna pospiesznie zamknęła usta i patrzyła na boisko.
-Za nim dumnie kroczą pałkarze: Victor Vuncier i Luke Sykles!-kontynuował.- Macha do nas ścigająca Rackel Dorron, która nie chce się ze mną umówić...Co? Dlaczego? Pani profesor, żeby zaraz od razu szlaban? Przecież komentuję! No dobrze... Obok niej dumnie maszerują Marry Powter i Tom McRubin. A na samym końcu, obrońca Drake Accil!- zamilkł na chwilę i czekał aż ślizgoni się pokażą.-A oto drużyna Slitherinu! Na czele jak zawsze kapitan Mike Konel, za nim pozostali ścigajacy: Matt Lewins i Lucas Vants, obrońca: Justin Flanch, pałkarze: Ray Firwa i Will Sentch, oraz szukający: Chris Somber!-zakończył już trochę mniej entuzjastycznie przedstawianie drużyn. Na boisko weszła pani Hooch i kazała podać sobie ręce. Omówiła pokrótce zasady oraz wypuściła po kolei piłki. Gwizdnęła i gra zaczęła się. Wszyscy zajęli swoje pozycje. Blondyn znowu zaczął mówić.
-Kafel w posiadaniu gryfonów! Rackel podaje do Toma, on schyla się przed tłuczkiem który odbija Victor w stronę ślizgonów. Ciekawy ruch. I Marry trafia w pentlę! 10 punktów dla Gryffindoru! Macie za swoje wy...Przecież nie dokończyłem!...Tom podaje do Marry...ale zaraz... ślizgoni stosują manewr! Mike i Lucas obeszli ją z dwóch stron i przejęli kafla! Podanie do Matta...Drake broń! 10 punktów dla Slytherinu... Matt  do Lucasa, Lucas do Mike'a, ouuu to musiało boleć! Mike dostał tłuczkiem, ale się nie poddaje! Czy obrońca gryfonów obroni? Tak! Obronił!- tłum na trybunach zaczął wydzierać się ile sił w płucach. Niektórzy wołali nawet: widziałeś to? Widziałeś?! Obrońca uśmiechnął się skromnie. Rozgrywka trwała dalej. Szukający Gryfonów, jak i Ślizgonów dryfował ciągle w powietrzu szukając jakiegokolwiek światełka, bądź przebłysku. Mecz trwał strasznie długo, a złotego znicza nadal nie widać, na razie prowadzi Gryffindor z wynikiem 50:100. Znowu odezwał się komentator.
-Co ja widzę?! Czy to złoty znicz?- Szukający polecieli do małej złotej piłeczki. Chris prawie sięgał znicza...No ale jak to Daniel, który jest na 7 roku, popchnął lekko 2-roczniaka, a ten zachwiał się na miotle. Daniel złapał znicz! Tłum szaleje! 50:250 dla Gryffindoru!
-Zwycięstwo dla Gryffindoru!- odezwał się komentujący blondyn w krótkich kręconych włosach. Drużyna Gryfonów zaczęła nosić na rękach szukającego. Nawet profesorMcGonagall pozwoliła sobie na krótki uśmiech. Mecz się się skończył i widownia powoli zaczęła schodzić się do pokojów wspólnych. Carmen pożegnała się z Natalie, bo chciała zdążyć na imprezę z okazji zwycięstwa. Zniknęła w tłumie czarodziejów...

Perspektywa Natalie
Podążyłam do dormitorium w towarzystwie wszystkich pierwszorocznych krukonów. Podekscytowani, poszliśmy do pokoju wspólnego.
-Ale super mecz!- powiedział Nick, a wszyscy przytaknęli. Mecz trwał kilka godzin, a nikt nie odczuwał zdrętwienia kończyn, może dla tego, że panowały wielkie emocje. Wszyscy poszli spać, a ja postanowiłam rozprostować trochę nogi. Szłam korytarzami w mroku nocy, oczywiście musiałam uważać na Filcha. Postanowiłam odwiedzić Zgredka, w końcu minęły ze 3 tygodnie. Długa wędrówka mnie czekała, z wieży zachodniej do aż do obrazu z misą owoców. No ale czego nie robi się dla ratowania znajomości... Kiedy byłam przed Wielką Salą, usłyszałam stąpanie stóp. Przestraszyłam się i ruszyłam pędem do obrazu z owocami. Postać ciągle szła za mną. Wyciągnęłam różdżkę, na wszelki wypadek oczywiście i kiedy ujrzałam nieznaną mi postać, krzyknęłam.
-Petrificus Totalus!-postać padła na podłogę. Podeszłam bliżej, to był uczeń! Przewróciłam go na plecy i od razu go rozpoznałam, to był Tony! Ale co on tutaj robił?
-Finite Incantatem.-powiedziałam i brunet patrzył się na mnie z zaskoczeniem, po chwili wstał i spytał się.
-Natalie, co ty tu robisz?-
-Nie mogłam spać.-zawsze wszystkim wciskam ten sam kit, muszę coś nowego wymyślić.
-Taaa, na pewno, kłamczucho.-powiedział z lekkim uśmieszkiem.
-A ty co tu robisz?-spytałam z ciekawości.
-Wiesz...to sekret...-znowu te sekrety!
-Moje przyjście tu to też tajemnica...-ciekawe czy nasze sekrety nie są tym samym, postanowiłam zaryzykować.- Czy ty też chciałeś wejść do kuchni?- spytałam, a on rzucił mi spojrzenie typu, Skąd to wiesz?
-No tak...Raz śledziłem takiego lunatyka ślizgona i on wchodził do tej kuchni...- zaczął- Masz ochotę coś zjeść? No skoro szłaś tu taki kawał...-spytał lekko się rumieniąc, niemal niezauważalnie. 
-Pewnie.-odparłam z uśmiechem. Połaskotaliśmy gruszkę i weszliśmy do kuchni. Skrzatów było dość mało pewnie sprzątają pokoje wspólne.
-Czy ser i madame chcą coś zjeść?-zapytała mnie jakaś skrzatka.
-Poproszę sernik- nie wiem czy rozważnie jeść ciasto o tej porze, no ale cóż.
-Poproszę ciastka.- odparł Tony. Rozglądnęłam się za Zgredkiem. W końcu spytałam jakiegoś skrzata.
-Przepraszam, czy jest Zgredek?- on zaprzeczył ruchem głowy. 
-Natalie nie uważasz, że nie należy tak zwracać się do skrzatów?-spytał mnie chłopak.
-O co ci chodzi?- 
-No bo w końcu...to nasi słudzy...-powiedział. No tak skrzaty, wieczni służący w wielopokoleniowej rodzinie czystej krwi czarodziei.
-Ja nie traktuję ich jak sług...raczej jak znajomych u których jestem w "gościach"-
-U mnie w domu też mamy skrzata...-zaczął mówić, ale ja nie słuchałam go tylko wniknęłam w jego myśli. Odtworzyłam jedno wspomnienie z roku przed szkołą.

Tony grał z młodszym Stuartem w Quidditcha. Potem doszli do nich dwaj blondyni o niebieskich oczach. Jeden był to komentator Quidditcha, a drugi  ten co przyglądał mi się w bibliotece.
-Hej, sorki, że tak długo się zbieraliśmy ale nie mogliśmy znaleźć mioteł.-powiedział starszy o 2 lata blondyn.
-Spoko Sam, to gramy?-spytał Tony.-Michael jesteś ze mną?-spytał blondyna w kręconych włosach.
-Pewnie!

Przewinęłam do innego wspomnienia.

Tony siedział w pokoju i grał w jakąś grę czarodziei. Nagle oderwał się od tego co robił i wyjrzał przez okno. Na dworze Michael rzucał kaflem do Samuela (zdrobnienie Sam). Nagle piłka wleciała przez okno z hukiem. Pokój był cały w szkle. Tony wielokrotnie poraniony zaczął płakać. Nie zauważyłam, że w rogu pokoju siedzi skrzat, który teraz trzymał piłkę. Do pokoju chłopca weszli jego rodzice.
-Na Merlina! Co tu się stało?!-powiedziała jego mama załamując ręce.- Zmorku to ty rozbiłeś szybę?!- spytała przytulając syna. Skrzat popatrzył się na Tony'ego i powiedział.
-Tak pani...-pewnie nie chciał narażać braci blondynów. Matka bruneta wymierzyła karę Zmrokowi i naprawiła cały bałagan...

Wróciłam do rzeczywistości. Tony patrzył się na mnie dziwnym wzrokiem.
-Natalie...co to było?-spytał skołowany. No tak on nie wie o moim darze. Powiedziałam mu o czytaniu w myślach, przywoływaniu wspomnień i tym podobne.- Przepraszam Tony, nie chciałam, no ale wiesz...ciekawość...moja zmora...-powiedziałam.
-No dobra, jest w porządku.- dodał z lekkim uśmiechem. Ale wpadka! Wiadomo, że wspomnienia najlepiej wywoływać jak ktoś śpi, może wydawać mu się po prostu, że to się przyśniło. Spojrzałam na zegarek, około 2 w nocy.
-Chyba powinnyśmy już wracać.-powiedziałam. Podziękowałam skrzatom i wyszliśmy przez obraz patrolując korytarz czy nikogo na nim nie ma.
-To ja już będę iść.-powiedziałam.
-Do zobaczenia jutro na zielarstwie.- powiedział i uśmiechnął się uroczo. Zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu.
-Do jutra.- powiedziałam i poszłam do wieży zachodniej. Całą drogę myślałam o Tonym, czyżbym się zakochała? Możliwe. Pobiegłam szybko do dormitorium i zasnęłam.

Perspektywa Carmen

W pokoju wspólnym czekało na nas już pełno jedzenia. Od czekoladowych ciastek, po dziwne cukierki z napisem "kwachy". Jakiś chłopak pochwalił się, że przyniósł trochę rzeczy z Miodowego Królestwa. To chyba cukiernia, tak przypuszczam. Między uczniami krzątał się jeszcze jeden skrzat, kładąc na stół dzbanek z sokiem dyniowym.
-Zgredek!- krzyknęłam do niego. Ten odwrócił się, rozglądając kto go rozpoznał. Gdy mnie zobaczył, podreptał w moją stronę i dygnął lekko.
-Dzień dobry, madame. Miło cie ponownie ujrzeć.- skrzat uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Co ty tu robisz?-
-Pomagam w przyjęciu. Ten chłopak mnie poprosił, więc zgodziłem się i przyniosłem trochę jedzenia.- wypiął dumnie pierś na znak, że jest z siebie dumny. Palcem wskazał na kapitana drużyny gryfonów- Daniela. Kręciło się wokół niego parę dziewczyn i jak podejrzewam, jego kumple. On jednak, nie był zbytnio zainteresowany sławą. Tak przynajmniej wynikało z jego miny.

Po uczcie, wszyscy byli tak obżarci i ospali, że około 23 w pokoju wspólnym zostałam tylko ja, Paul, Stuu i Andrew, który pilnował, by nikomu się nic nie stało. Aby nie robić mu więcej kłopotów, pożegnaliśmy się i poszliśmy do dormitoriów. Tam przebrałam się w piżamę, po czym ułożyłam się wygodnie w łóżku. Na stoliku obok niego, leżał jeszcze list od mamy. Zerknęłam na niego jednym okiem. Przypomniałam sobie o mojej zdolności. Wstałam jeszcze na chwilę i podeszłam do okna. Zauważyłam mroczny las, piękne błonia zalane blaskiem księżyca no i sam księżyc. Popatrzyłam na szybę i ujrzałam tam zaspaną dziewczynę z burzą kasztanowych loków na zgrabnej głowie. Szybko pomyślałam o ciemnym kolorze skóry. Na moich oczach, stałam się murzynką! Zachichotałam cicho i z powrotem się zmieniłam. "Pobawiłam się" tak jeszcze trochę i w końcu zmęczona poszłam spać...

3 komentarze:

  1. Post bardzo fajny jak zwykle :D Czekam na dalsze przygody Carmen i Natalie : )
    Mój blog :
    http://patty-marley-hogwart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś złego się ze mną dzieje, bo przeczytałam cały rozdział... Może to przez tą paczkę Skittles'ów? Muszę ograniczyć spożycie cuksów. :C No a teraz opinia eksperta: Super, fajnie, zaczepiście. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedz więcej Skittles'ów! :D Fajnie, że ci się podoba, jak widzisz wprowadzamy twoją postać ;P

      Usuń