-Czy to nie dziwne, że tylko nas ukąsił wąż?-spytał.
-Nie...W sumie to byliśmy najbliżej okien.-odpowiedziałam. Nagle oboje się skrzywiliśmy, bo poczuliśmy ból, jakby ktoś kuł nas stoma igłami. Popatrzyliśmy z bólem na ukąszenie. Dwie duże kropki zaczęły się przemieszczać.W końcu utworzyły na naszych przedramieniach węża z otwartą paszczą, a w niej dwa kły, jeden ociekał jadem, a drugi krwią.
-Chodźmy szybko do Pani Pomfrey.-zaproponowałam. Biegliśmy przez mrok korytarzy i trafiliśmy do skrzydła szpitalnego. Grupka uczniów dolegało to samo co nam. Rozpoznałam większość twarzy, w tym 2 blondynów z myśli Tony'ego, wszystkich ślizgonów, co mnie zdziwiło żadnego puchona, Carmen, Paula i parę innych gryfonów. Pani Pomfrey od dłuższego czasu badała jedną osobę i dobrze, bo po co kilka skoro wszyscy mają to samo. W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł Dumbledore i podszedł szybko do pielęgniarki. Rozmawiali przez chwilę i wrócili do diagnozowania ucznia. Po paru minutach czekania powiedział.
-Dzieci, nie martwcie się od tego się nie umiera. Ktoś naznaczył was czarno magicznym znakiem.-pani Pomfrey wyszeptała mu coś na ucho.- Wąż naznaczył was znakiem. Tego symbolu nie da się odczarować, ale zniknie sam z siebie za miesiąc i nie zostawi wam najmniejszego śladu. A teraz idźcie na śniadanie drogie dzieci!-zakończył wesoło. Powoli skrzydło szpitalne zaczęło pustoszeć. Próbowałam wniknąć w umysł Dyrektora, choć wiedziałam, że przyniesie to duże konsekwencje. Chciałam uchwycić choć jedno wspomnienie dotyczące rozmowy z panią Pomfrey. Nie musiałam wywoływać wspomnienia, tylko po prostu dialog, mógłby wtedy przypuszczać, że o tym aktualnie myśli. Wyciągnęłam jedno zdanie ze wspomnienia.
-Jak myślisz Albusie...da się to usunąć?-spytała pani Pomfrey.
Jednak dyrektor popatrzył na mnie spojrzeniem dającym do zrozumienia żebym przestała.
-Przepraszam...-mruknęłam cicho i poszłam do Wielkiej Sali. Spróbowałam znowu coś wyłapać, choćby jedną myśl, no ale mój dar działa tylko wtedy kiedy jakaś osoba znajduje się w tym samym pomieszczeniu lub bardzo dobrze ją znam i mogę działać wtedy z odległości. Usiadłam pomiędzy Jace'm, a Mią.
-Gdzie tak długo byliście?-spytała. Opowiedziałam im o dziwnym znaku, a oni zrobili współczujące miny. Po zjedzeniu śniadania nauczyciele spisywali kto zostaje, a kto wyjeżdża do domu na przerwę świąteczną. Nie chciałam wracać do Rachel i Toma, więc zostałam. Do domu wracali wszyscy pierwszoroczni krukoni poza Noelle i Peterem. Carmen, Paul i Stuart też zostają. Ze Slytherinu zostaje owa brunetka (dowiedziałam się, że ma na imię Cassandra) i chłopak o imieniu Jeffrey. Popatrzyłam na braci blondynów, którzy do siebie szeptali. Oczywiście podsłuchałam w myślach (co chwile skupiałam się na obu) o czym rozmawiają.
-Słuchaj ja jadę do domu, a ty zostajesz w Hogwarcie.-powiedział ten starszy.
-Dlaczego ty jedziesz do domu?-spytał Michael.
-Bo jestem starszy.- niemal warknął.
-A nie możemy razem jechać do domu?-
-Znasz Natalie, trzeba mieć ją na oku.-odparł Samuel.- Wiesz, że mama robi sobie nadzieję, więc mamy tego nie schrzanić.-
-No i musimy sprawdzić czy się nie pomyliłeś.-Samuel klepnął Michaela w głowę.-Za co?-
-Za twoją niesamowitą spostrzegawczość.-
Od dłuższej chwili patrzyłam się na nich i przez przypadek zapytałam się w obu głowach.
-To o mnie mówicie?- zamurowało ich.
Poszliśmy wszyscy na lekcję transmutacji.
***
Po zajęciach i odrabianiu zadań domowych, poszłam do nieczynnej łazienki. Schowałam się w jednej z kabin i wyczekiwałam nadejścia ślizgona. W końcu przyszedł, uchyliłam trochę drzwi. Coś tam szeptał więc podejrzałam jego myśli.
,,- Hasashasa sssss sash..."-
Co to znaczy?! Chyba jakaś język zwierząt, bo na pewno w żadnym kraju tak nie mówią. Patrzyłam dalej. Nagle umywalka osunęła się i widać było jakąś dziurę. Ślizgon skoczył tam. Postanowiłam wykorzystać to i wyjść z łazienki. Pędziłam do dormitorium ślizgonów mając nadzieję, że Tony zna ten język. Jakiś chłopak teraz wchodził i spytałam się go.
-Mógłbyś zawołać Tony'ego?- potaknął.
Po kilku minutach wyszedł szatyn.
-Natalie? O co chodzi?- spytał.
-Musimy pogadać.- odparłam.
Podczas naszej przechadzki powiedziałam mu o tym dziwnym ślizgonie.,,- Hasashasa sssss sash..."-
Co to znaczy?! Chyba jakaś język zwierząt, bo na pewno w żadnym kraju tak nie mówią. Patrzyłam dalej. Nagle umywalka osunęła się i widać było jakąś dziurę. Ślizgon skoczył tam. Postanowiłam wykorzystać to i wyjść z łazienki. Pędziłam do dormitorium ślizgonów mając nadzieję, że Tony zna ten język. Jakiś chłopak teraz wchodził i spytałam się go.
-Mógłbyś zawołać Tony'ego?- potaknął.
Po kilku minutach wyszedł szatyn.
-Natalie? O co chodzi?- spytał.
-Musimy pogadać.- odparłam.
-Przecież to język wężów!- powiedział.
-Do czego on służy?-
-Mają go jedynie potomkowie Salazara Slytherina. Dzięki niemu można rozumieć co mówią węże lub porozumiewać się z ludźmi.-
Po tych słowach, pożegnaliśmy się i wróciłam do dorimitorium. Poszłam spać...
Fajne, czekam na NN :)
OdpowiedzUsuńJej Pierwsza ^-^
UsuńWyjątkowo przeczytałam XD
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do Werki: przeczytałam jak zawsze xD
OdpowiedzUsuńI świetny jak zawsze
Pozdrawiam i życzę weny jak zawsze ^^