poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Pierwsza lekcja latania na miotle by Carmen [wtorek]

Jak zawsze wstałam powoli z łóżka. Zaspana ubrałam się w szaty i zeszłam do pokoju wspólnego z wcześniej przygotowaną torbą. Przy tablicy ogłoszeń zauważyłam Maxa. Przypatrywał się z zaciekawieniem pewnej karteczce.
-Dzisiaj pierwsza lekcja latania na miotle.- odrzekł po chwili zastanowienia.
-To chyba fajnie, co nie?- spytałam zdziwiona patrząc na jego minę.
-No,  chyba tak, ale gdybyśmy mieli z kimś innym, a nie ze Ślizgonami...-chłopak westchnął ze smutkiem i odszedł wreszcie od tablicy. Kilka innych uczniów nadal chyba nie dowierzali swoim oczom i wlepiali je w informację. Poczekałam na resztę i ruszyliśmy w stronę wieży północnej.

Po żmudnej i niezbyt przyjemnej kartkówce z księżyców Saturna, ruszyliśmy na obronę przed czarną magią. Potem lunch, transmutacja ze skaczącymi żabami, nudna historia magii, obiad i nareszcie na błonia.

Na trawie były przygotowane już rzędy mioteł. Po kilku minutach zebrali się wszyscy pierwszoroczniacy z Gryffindoru i ze Slytherinu. Pani Hooch przyszła troszkę później.
-Szybko podejdźcie od lewej strony miotły, podnieście prawą rękę i krzyknijcie: do mnie. Leworęczni podchodzą oczywiście z prawej strony i podnoszą lewą rękę. No już! Nie ociągać się! Do mioteł!- rozkazała kobieta. Tak jak kazała, podeszłam do miotły, podniosłam nad nią rękę i krzyknęłam: do mnie. Chyba jednak za bardzo się wczułam, bo miotła poleciała z pędem w stronę mojej dłoni. Przestraszona szybko cofnęłam ją do siebie. Za drugim razem było już lepiej.
-Gdy wszyscy macie miotły w dłoniach, usiądźcie na nich lekko, odbijcie się mocno nogami od ziemi, zawiśnijcie w powietrzu, po czym kierując trzon ku ziemi, wylądujcie. Na mój sygnał.- powiedziała. Dała nam chwilkę na przygotowanie się i gwizdnęła silnie w gwizdek. Mocno odepchnęłam się od trawy. Poczułam jak unoszę się w powietrzu. Uczucie było niesamowite! Zauważyłam, że inni już lądują, więc zwróciłam trzonek miotły na dół i łagodnie wylądowałam na murawie. Powtarzaliśmy jeszcze to parę razy. Potem musieliśmy porobić kilka ćwiczeń i to był koniec. Wszyscy szczęśliwi ruszyliśmy w stronę sali od zaklęć.

***

W dormitorium klapnęłam na łóżko zmęczona. Rozmyśliłam się porządnie. Czy nie lepiej zmienić sobie włosy na takie, jakie mam od urodzenia? Niech będzie. Moje loki są niezawodne. Ponownie w swoich jakże cudownych lokach pomaszerowałam na dół do kominka z paroma książkami. Razem z Paulem oczywiście powtórzyłam zaklęcia i transmutację. Uzupełnić plan nieba i napisać referat na temat wojny goblinów z wilkołakami. Postanowiłam jeszcze spotkać się z Natalie. Była oczywiście w bibliotece, a gdzie indziej ma być.
-Hej, Nat. Mam do Ciebie pewną sprawę.- szepnęłam jej do ucha. Wskazałam głową na kąt pomieszczenia. Mia zdziwiła się lekko, ale nie miała mi za złe. Opowiedziałam jej o kuchni. Byłam pewna, że będzie zainteresowana.
-I jest tam też taki skrzat, Zgredek, bardzo miły. Tylko wolałabym, byś nie mówiła nikomu. Lepiej jak to zostanie między nami i tym łakomym chłopakiem. A! I drzwi są obrazem. Znajduje się on obok pokoju wspólnego Puchonów. Pamiętasz, Isabelle nam mówiła gdzie to jest. To pa, ja już muszę lecieć.- odparłam i wybiegłam najciszej jak się da. Popędziłam po korytarzach. przebiegłam jeszcze przez dziedziniec i teraz tylko po schodach.

Byłam taka zmęczona, że wzięłam moją kochaną lekturę do łóżka i zanurzyłam się w świat fantazji. Nawet nie zauważyłam kiedy sen zabrał mnie w swoje ramiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz