-Hej Carmen, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.-
-Jaką?-
-Spędzimy razem sobotę?-
-Emm... To zależy...- wyszczerzyłam zęby- co masz mi do zaproponowania podczas tego dnia. Jakieś atrakcje?-
-Wszystko co wymyślisz. Pozwól, że zaczniemy od spożycia śniadania.- Oboje się zaśmialiśmy i wyszliśmy z salonu.
W Wielkiej Sali usiadliśmy jak zawsze przy stole dla Gryfonów. Akurat trafiliśmy na sowią pocztę. Tak przy najmniej nazywa to Paul. Pośród najróżniejszych sów i puchaczy zauważyłam Rose. Przyleciała do mnie hucząc wesoło. Pogłaskałam ją i dałam jej kawałek chleba. Ponownie zachuczała i odleciała. Wtedy przypomniałam sobie, że miałam napisać list do rodziców.
-Paul...-
-Hm?- chłopak odwrócił się w moją stronę. Miał akurat w buzi kromkę chleba. Szybko popił ją sokiem dyniowym.- Tak?
-Chcę napisać list do rodziców. Czy plan wycieczki sobotniej wziął pod uwagę odwiedzenie sowiarni?-
-Oczywiście- chłopak nabrał poważny wyraz twarzy.- wzięliśmy pod uwagę każdy szczegół, który mógł zaistnieć na tym świecie. Jesteśmy najdokładniejszą firmą podróżniczą i żadne pomyłki nam się nie zdarzają. Co złe, to nie my! Każdy...-
-Dobra już rozumiem.- zaśmialiśmy się oboje. Skończyliśmy śniadanie. Przy drzwiach zastałam Profesora Lupina.
-Carmen, możesz przyjść do mojego gabinetu dzisiaj wieczorem? Godzina jest nieważna i tak będę w gabinecie.- uśmiechnął się do mnie i odszedł.Nawet nie zdąrzyłam nic powiedzieć. Wymieniłam spojrzenie z Paulem i poszlismy dalej. Na początek ruszyliśmy w stronę pokoju wspólnego po pergamin. Usiedliśmy koło kominka i oboje zaczęliśmy pisać swoje listy.
Kochani rodzice! Nie... Może... Drodzy rodzice? Albo... Kochana mamo i tato. Już lepiej... A więc...
Kochana mamo i tato!
Pierwszy tydzień w tej niesamowitej szkole minął bardzo szybko i przyjemnie. Natalie jest w innym domu niż ja, ale to nie szkodzi. I tak się spotykamy. Poznałam bardzo miłych kolegów i koleżanki. Nauka nieźle mi idzie. Profesor McGonagall powiedziała mi, że jestem metamorfomagiem. Czy Nimfadora Tonks naprawdę jest Twoją siostrą, mamo? To trochę dziwne...
A co tam u Was? Wszystko jest OK? Jestem bardzo ciekawa. Zatrzymajcie u Was Rose na trochę, by odpoczęła i jak napiszecie do mnie list, przywiążcie jej go do nóżki. Bedzie wiedziała gdzie jestem.
Do zobaczenia w wakacje
Wasza Carmen
Złożyłam ładnie list i schowałam do kieszeni. Poczekałam na Paula aż napisze i oboje poszliśmy do sowiarni.
-Rose! Rose! No chodź do mnie ptaszku. Masz. List jest do moich rodziców, Kate i Jackson Anail, pamiętaj. No, leć już. Uważaj na siebie!- krzyknęłam za nią. Paul podszedł do jednej ze szkolnych słów. Także powiedział do niej parę słów i wypuścił przez okno.
-To możemy już iść.- powiedziałam i wyszliśmy z sowiarni.
-To gdzie najpierw idziemy?- spytał Paul.
-Może na dziedziniec? Jest jeszcze ładna pogoda, możemy z tego skorzystać.- chłopak zgodził się, tak więc ruszyliśmy w stronę drewnianego mostu. Na dziedzińcu usiedliśmy na jednej z kamiennych ławeczek. Rozmawialiśmy trochę o Quiditchu, a raczej Paul mi o nim opowiadał. W końcu rozmowa przeszła na moją "zdolność"...
-Może spróbujesz zmienić coś w swoim wyglądzie? Proszę!- chłopak zrobił maślane oczka. A niech mu będzie...
-No dobra, ale musisz mi powiedzieć, jak mam wyglądać.- odparłam.
-Zgoda, a więc... Włosy masz mieć proste, czerwone i długie. Jeszcze piegi. Myślisz, że dasz radę?- spytał wyzywająco Paul.
-Nawet z zamkniętymi oczami!- odgryzłam się szczerząc zęby. I tak wolałam zamkąć oczy, by się mocniej skupić. Oczyściłam umysł. Wyobraziłam się w czerwonym włosach sięgających trochę za ramiona. Z trudem dodałam sobie proste włosy, ponieważ przyzwyczaiłam się do loków i trudno mi wyobrazić się w innych włosach. Zostawiłam przez jakiś czas taki obraz w mojej głowie. A! No i jeszcze piegi... Dla nich też znalazło się miejsce. Ponownie się skupiłam, tym razem mocniej. Poczułam śmieszne mrowienie na twarzy i na głowie... To chyba już...
-I jak?- spytałam chłopaka.
-No wiesz...- odparł.
-Co wiem? Udało się?-
-Eeeee... Nie chcę cię martwić, ale...
-Ale co?!-
-Ale masz na głowie pająka...-
-Aaaaaa!!! Gdzie?! Zdejmij go ze mnie!- wstałam szybko i zaczęłam wymachiwać rękami jak szalona. Wtedy ujrzałam, że Paul prawie kładzie się ze śmiechu na ziemi. Zrozumiałam, że to był tylko żart.
-Bardzo śmieszne... Ale udało mi się?-
-Tak, udało.- odpowiedział, nadal krzusząc się ze śmiechu.- gdybym nie wiedział że to ty, nie poznałbym ciebie. Naprawdę.-
-No dobra, wierzę ci. Chodźmy już na obiad, bo troszkę zgłodniałam. No nie śmiej się już!-
Na obiedzie kilka uczniów patrzyło na mnie dziwnie. Gdy wyszliśmy z Sali, spytałam Paula, o co chodzi.
-Włosy...-odrzekł tylko. Miałam ciągle czerwone włosy! Ale nie chcę ich zmieniać, tak jest śmieszniej. Zaśmiałam się cicho do samej siebie.
-Mamy jeszcze trochę czasu przed twoim spotkaniem z Lupinem, co będziemy robić?-
-Chciałam jeszcze dzisiaj odrobić lekcje, może odrobimy razem?- zaproponowałam. Paul zgodził się, więc poszliśmy do pokoju wspólnego.
***
-O! Jesteś Carmen. Widzę, że nie próżnujesz jako metamorfomag. Chciałbym z tobą porozmawiać o Tonks.-westchnął.- Jak już wiesz, jest ona moją żoną i siostrą twojej mamy, przez co ja jestem twoim wujkiem. Wiem, że to był dla ciebie wielki wstrząs, tak jak dla mnie, ale teraz jestem dumny, że mogę nim dla ciebie być.- popatrzyłam na niego uważnie. Wydawał się być bardzo zmęczony i zakłopotany. Widać że mu zależy na dobrych stosunkach ze mną...
-Panie Profesorze... to znaczy... wujku...- uśmiechnęłam się do niego lekko.- nigdy nie sądziłam, że mam wujka. Moja mama nigdy nie mówiła, że ma siostrę... ale i tak się bardzo cieszę, że się dowiedziałam.- rzekłam nieśmiało.
-Dziękuję. A! O mało bym nie zapomniał. Mam coś dla ciebie.- podszedł do biurka i wyciągnął małą paczuszkę.- Proszę. To czekolada z Miodowego Królestwa. To taki sklep ze słodyczami dla czarodziejów.- dodał, gdy zauważył, że nie wiem o co chodzi. Podał mi ją. Miała piękną folijkę. Podeszłam do Lupina i przytuliłam go serdecznie.
-Dziękuję...- szepnęłam. Wujek odwzajemnił uścisk.
Gdy wróciłam do dormitorium, pobiegłam do sypialni i schowałam czekoladę do kufra. Padłam na łóżko i zaczęłam rozmyślać, gdy nagle do pokoju weszła Bridget.
-Hej... Carmen? To ty? Masz czerwone włosy...-powiedziała w osłupieniu.
-Tak wiem. Założyłam się z Paulem i... jakoś tak wyszło, że ich nie zmieniłam.-
-Natalie czeka na ciebie przed portretem Grubej Damy.-
-Dzięki.- rzuciłam udając się do wyjścia.
Poszłyśmy z Natalie na błonia porozmawiać. Ona oczywiście też zdziwiła się na widok moich włosów i tak samo jak ja, widziała jakiegoś dziwnego ślizgona. On już najprawdę mnie nie pokoi...
Gdy wróciłam ponownie do pokoju wspólnego, siedzieli tam tylko prefekt Andrew i jakaś dziewczyna. Poszłam do sypialni. Przebrałam się w piżdżamę i usiadłam na łóżku. Przypomniałam sobie o czekoladzie. Wyciągnęłam ją.
,,-Dziękuję wujku...-" pomyślałam.
-Dziękuję. A! O mało bym nie zapomniał. Mam coś dla ciebie.- podszedł do biurka i wyciągnął małą paczuszkę.- Proszę. To czekolada z Miodowego Królestwa. To taki sklep ze słodyczami dla czarodziejów.- dodał, gdy zauważył, że nie wiem o co chodzi. Podał mi ją. Miała piękną folijkę. Podeszłam do Lupina i przytuliłam go serdecznie.
-Dziękuję...- szepnęłam. Wujek odwzajemnił uścisk.
Gdy wróciłam do dormitorium, pobiegłam do sypialni i schowałam czekoladę do kufra. Padłam na łóżko i zaczęłam rozmyślać, gdy nagle do pokoju weszła Bridget.
-Hej... Carmen? To ty? Masz czerwone włosy...-powiedziała w osłupieniu.
-Tak wiem. Założyłam się z Paulem i... jakoś tak wyszło, że ich nie zmieniłam.-
-Natalie czeka na ciebie przed portretem Grubej Damy.-
-Dzięki.- rzuciłam udając się do wyjścia.
Poszłyśmy z Natalie na błonia porozmawiać. Ona oczywiście też zdziwiła się na widok moich włosów i tak samo jak ja, widziała jakiegoś dziwnego ślizgona. On już najprawdę mnie nie pokoi...
Gdy wróciłam ponownie do pokoju wspólnego, siedzieli tam tylko prefekt Andrew i jakaś dziewczyna. Poszłam do sypialni. Przebrałam się w piżdżamę i usiadłam na łóżku. Przypomniałam sobie o czekoladzie. Wyciągnęłam ją.
,,-Dziękuję wujku...-" pomyślałam.
Zacznijmy od opinii eksperta: Ziemniak.
OdpowiedzUsuńJak zwykle nie przeczytałam tego rozdziału, więc jestem w pełni gotowa na jego skomentowanie. Leżę na moim wielkim łóżku z kompem i paczką ciastek, a przez otwarte okno do pokoju co chwilę wlatuje bukiet róż. Są to idealne warunki by napisać komentarz. W dzisiejszym odcinku zajmiemy się markami telefonów. Nie lubię LG. Dziękuję za uwagę. Tak ogólnie to mogę stwierdzić, że te ciastka są nawet dobre. Jakieś pierwsze, lepsze z Lidla, ale zawsze coś. Przynajmniej jest czekolada. (Marek i tak lepszy) Choć mogłam lepiej ustawić krzesło. Tak, wtedy byłyby smaczniejsze. No ale przecież kabel komputera nie sięgnie do krzesła. A nie chce mi się ruszyć czterech liter i je przysunąć bliżej. Ironia losu. Nikt mnie nie kocha! No oprócz mojego psa, którego i tak nie mam. Tak wiem, to smutne ale i w takiej sytuacji potrfię znaleźć odrobinę szczęścia. Mianowicie... nie muszę wstawać o szóstej by go wyprowadzać! Tak! I'm king of the world! Niestety, ale moją jedyną wadą jest moja wrodzona skromność. Przykre... Ciekawe, czy to się leczy. Jak tak to za chwilę umawiam się na wizytę. Ciastka się skończyły. To chyba znak, że muszę kończyć komentarz. BUM SZAKA LAKA!
Werka
A więc tak: mój komentarz będzie krótki, ale na temat (w przeciwieństwie do osoby powyżej)
OdpowiedzUsuń1) Uuuu... Randka z Paulem (czy jak mu tam)
2) Czerwone włoski <3 <3 <3
3) Czemu takie krótkie? Buuuu ;(
4) No to chyba wszystko.
Pozdrawiam, Victoria. ♥
1) To nie jest randka! Mogę Ci zdradzić, że ktoś inny będzie moim chłopakiem :P
Usuń2)^^
3)Nie mogłam więcej wymyślić ;)
Także pozdrawiam :3
Carmen
1) Ehhh.. A polubiłam Paula ;(
Usuń2) ...
3) No spoko, ja też czasem nie mam weny :/