środa, 6 marca 2013

Ekspres Hogwart by Carmen and Natalie

Perspektywa ogólna
Miesiąc i 5 dni później:
------------------------------------------------------------------------------------------------------
W domu Carmen:
Carmen siedziała na swoim łóżku czytając po raz dwunasty liścik od Natalie ze słowami: Już czas. Westchnęła głośno i rozejrzała się po pokoju. "Zielony podobno uspokaja"- pomyślała patrząc na ściany. Widniały na nich także plakaty z końmi oraz krajobrazami. Jeden plakat The WANTED też się znalazł. Pokój jak pokój, nic niezwykłego. Średniej wielkości. Wszędzie porozwalane są książki oraz szaty. Kufer stał obok drewnianej szafy. Dziewczyna podeszła do niej, wyciągnęła parę ubrań i położyła na łóżku. Co chwile sprawdzała listę, co jest potrzebne do szkoły. Książki ułożyła w idealnym porządku, tak, żeby się zmieściły. Dla kociołka, teleskopu oraz fiolek też znalazło się miejsce . Jestem gotowa- odpisała do Natalie, wziąwszy kufer i klatkę z Rose w środku, zeszła po schodach na dół.
                                                                  ***
W tym samym czasie u Natalie:
Natalie przeczytała już wszystkie książki, chyba ze 100 razy, no przecież minął już miesiąc i kilka dni, od zakupów na Pokątnej. Jest 4 rano, a przypominała Carmen wczoraj, że dziś jadą do Hogwartu. Rozglądnęła się po pokoju, nie była jeszcze spakowana, a przecież tak czekała na ten dzień. W końcu powiedziała do swojego ptaka.
- No Quietam, czas się pakować.-
Sowa jakby ją posłuchała i zaczął podawać jej wszystkie książki jakie leżały na łóżku, a Natalie pakowała je do kufra wyciągniętego spod łóżka. Podręczniki zostały ułożone na spodzie, bo to najcięższa rzecz. 
-Teraz przyrządy.- powiedziała do sowy.
Kociołek i teleskop znalazły się migiem w "walizce". Odzież poskładała i włożyła, po za szatą szkolną, bo dostała informacje, że w pociągu będą musieli się przebrać, a fiolki zawinęła w mały woreczek i włożyła pomiędzy szaty. 
- No to już wszystko.- powiedziała do Quietam'a.- Ty niestety musisz być w klatce.
Sowa usłuchała ją i weszła do klatki.
,,-Teraz tylko zawiadomić Carmen, że jestem gotowa"- pomyślała. Napisała na kartce Już czas i włożyła ja do pojemnika. pchnęła najmocniej jak umiała i wiadomość dotarła do Carmen. Popatrzyła na swój malutki pokój. Teraz trochę żal go jej opuszczać, tyle tu przeszła. Zebrała się w sobie i po schodach zeszła na dół.
                                                                  ***
Obie dziewczynki wsiadły z bagażami do Taxówki. Pojechała z nimi tylko mama Carmen, bo jej tato był na nocnej zmianie.
-Na dworzec w Londynie, proszę.- powiedziała i zaczęliśmy jechać.
***
Na dworcu panował straszny tłok. Razem z bagażami, szukały peronu 9 i 3/4.  
- 7...8...9...10... Nie ma takiego peronu!- powiedziała mama Carmen.
- Natalie wymyśl coś!- krzyknęła Carmen z nutą zawodu w głosie.
-Czemu ja?!- dodała Natalie.
-Bo ty zawsze wymyślasz dobre akcje! To ty jesteś od kombinowania, a ja od działania!- krzyknęła Carmen, ale brzmiało to jak pochwała dla Natalie.
- Ten peron jakoś musi być pomiędzy 9 a 10. Ale jak się tam dostać?- myślała na głos.
Nagle jakby znikąd, Natalie zauważyła znajomą twarz i włosy. Po chwili namysłu, pomachała i krzyknęła.
-Isabella!! Bella tutaj!!!-
Dziewczynka zrobiła wystraszone oczy, ale po chwili się uśmiechnęła. Wzięła swoje bagaże i podeszła do nas.
- Cześć Natalie. A to jest pewnie twoja znajoma? Jestem Isabella Folyell, dla przyjaciół Bella.-
-Miło poznać, Jestem Carmen Anail.- i uścisnęły sobie dłoń.
-Przepraszam, nie chce zakłócać nowej znajomości, ale Bell może wiesz jak przejść na ten peron?
-Pewnie biegnijcie za mną. 
I tutaj stanęła pomiędzy tabliczkami z numerem 9 i 10. Wzięła rozpęd, pobiegła i zniknęła w ścianie. No nic, trzeba zrobić to co ona. Pierw jednak pożegnały się z mamą Carmen, bo pewnie nie wpuszczają tam mugoli. Po czułych słowach i uściskach, Natalie pobiegła pierwsza, a Carmen tuż za nią. Nagle znalazłyśmy się jakby na innym peronie. Natalie spoglądnęła na tabliczkę z numerem 9 i 3/4. Stały w osłupieniu. Przed nimi stał ogromny czerwony pociąg. Z okien wyglądały podekscytowane dzieci. Rodzice stali na peronie i machali na pożegnanie. Co jakiś czas ktoś wycierał nos ze łzami w oczach.
- No co tak stoicie!? Chodźcie bo nie będzie już wolnego przedziału.- krzyknęła Bella i weszły do pociągu o nazwie ,,Ekspres Hogwart".
***
Długo szukały wolnego przedziału, wszystkie praktycznie były zajęte. Zaglądnęły do pewnego przedziału gdzie siedziało 3 chłopaków w ich wieku. Wszyscy naraz popatrzyli się na nie. Carmen onieśmielona inną płcią, a Bella zakrywająca swoimi rękami usta i paląca się ze wstydu nie powiedziały nic. Natalie wyrwała je z opresji.
- Cześć, jestem Natalie Blueye, a moje koleżanki to Carmen Anail i Isabella Folyell. -mówiła wskazując na dziewczyny.- Możemy usiąść z wami w przedziale? W innych nie ma już miejsc.-
Chłopacy jakby umieli czytać w myślach, wymienili się spojrzeniami i kiwnęli na zgodę głową. Dziewczyny usiadły (patrząc wchodząc do przedziału). Brunet, Carmen, Bella, Rudy, Blondyn i Natalie. Chwilę siedzieli w ciszy. W końcu ktoś się odezwał.
- Jestem Jace Kingston, czysta krew.- przedstawił się blondyn z niebieskimi oczami.
- Dan Starbin, z rodziny mugoli. -powiedział rudy z piegami i zielonymi oczami.
- Jam Tony Jackson, czysta krew. -brunet był trochę pyszałkowaty.
- Nas już znacie, Carmen z rodziny mugoli, Bella czysta krew, a ja też czysta krew, ale wychowali mnie mugole, bo moi rodzice zginęli. -powiedziała Natalie.
- Przykro mi...- powiedział Jace i złapał Natalie za rękę. Dziewczyna lekko zarumieniła się i po chwili uśmiechnęła serdecznie.
I tak minęło kilka godzin jazdy. W końcu zbliżali się już do szkoły. Carmen powiedziała
-No to czas przebierać się w szaty.- 
-Tak, to my wyjdziemy i dajcie znak jak się przebierzecie.- po słowach Dana, chłopacy wyszli. Dziewczęta szybko przebrały się w szkolny mundurek i zawołały chłopaków. Teraz one opuściły przedział i po chwili znowu musiały wracać. Usłyszały głos.
-Pirszoroczni do mnie! No, pirszoroczni, nie ociągać się, zamek czeka!-
Carmen z bagażami wybiegła sprawdzić kto to, i po chwili leżała na ziemi ocierając głowę.
,,-Kto tu posadził to drzewo" -pomyślała.
-Nic ci nie jest?- Zapytał mężczyzna.
Carmen popatrzyła się na niego z otwartymi ustami. Miał chyba z 2,5 metra wysokości! Między gęstą brodą ledwo zobaczyła czarne, małe oczy.
-P...p..przepraszam...-wyjąkała dziewczyna leżąc na podłodze w osłupieniu.
-Nic się nie stało?- zapytał pomagając jej wstać.
***
Staliśmy przed jeziorem z walizkami. 
- Tera, wsiądziemy do łódek. nie wychylać się!- powiedział Hagrid.
Do łódki Carmen usiadła z Natalie i z Isabell. Płynęli dość krótko przez jezioro. Na brzegu wszyscy wysiedli i stanęli przed wielka bramą gdzie powitała ich Profesor McGonagall.
-Witam was w Hogwarcie!Jestem Minerwa McGonagall. Zaraz pójdziecie za mną do Wielkiej Sali gdzie zostaniecie przydzieleni do jednego z 4 domów.Domy to: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Będą one dla was jakby ,,zastąpieniem rodziny".Przez czas szkoły razem z innymi uczniami z waszego domu będziecie spędzać czas w pokoju wspólnym, chodzić na lekcję i spać w dormitoriach. Za mną proszę.-
 I tak wszyscy weszli przez wielkie drzwi do Wielkiej Sali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz