piątek, 1 marca 2013

List z Hogwartu by Natalie


PERSPEKTYWA  Natalie
Był słoneczny i upalny dzień lata. Razem z Carmen siedziałyśmy pod drzewem, w naszym ulubionym i tajnym miejscu. Rosło tam wielkie drzewo, z gałęzią tak długą i mocną, że zawiesiłyśmy sobie huśtawki. Koło drzewa było małe jeziorko, w krystalicznie czystej wodzie dało zobaczyć się żaby i niektóre ryby. Do naszego tajemniczego miejsca, wchodziło się po drzewie. O tak, było za murem ;P. Kiedyś było pewnie czyjąś własnością bo stała tam też mała chatka, od teraz nasza, bo ten mieszkaniec dawno umarł i nie miał krewnych. W każdym razie urządzałyśmy ją sobie ładnie. Kiedy tak leżałyśmy w cieniu drzewa, ukrywając się przed letnim słońcem zapytałam Carmen.
-Który dzisiaj dzień?
-Chyba 25 lipca. A co?
- Jak to co?! Dzisiaj twoje 11 urodziny nie pamiętasz?!
-No tak. Ale jakiejś wielkiej imprezy się nie domagam.
-No to wszystkiego najlepszego, z okazji tych specjalnych urodzin.
-A czemu specjalnych?
-Dziewczyno! Stajesz się nastolatką! Masz –naście, a nie dziesięć lat!
-No tak rzeczywiście specjalne.
I to było ostatnie zdanie jakie padło na polanie, ponieważ Carmen musiał iść do domu. Ja jeszcze chwileczkę zostałam, ciesząc się tym dniem. Ale wiecznie nie będę sama siedzieć pod drzewem. Więc wstałam i poszłam do chatki. Było tylko 1 pomieszczenie, ale za to najważniejsze według mnie bo to był salon połączony z małą kuchnią. Zrobiłam sobie lemoniadę i usiadłam na małej białej kanapie. Patrząc przez okno zauważyłam na niebie mały punkcik. Z początku myślałam, że to samolot, ale obiekt ciągle się przybliżał. A ja jak nigdy nic nadal piłam lemoniadę gapiąc się w niebo. W końcu zauważyłam, że to jest jakiś ptak. Sowa wleciała szybko przez okno, a ja rozlałam część lemoniady na podłogę.
-No rzesz…- powiedziałam do siebie odkładając szklankę na stolik. Zaczęłam przyglądać się sowie. Jest przepiękna. Taka brązowa i puchata ;D. Nawet nie zauważyłam , że zaczęłam ja głaskać, ale nie mogłam się opanować, bo kocham ptaki <3. Puchacz w dziobku trzymał list. Wzięłam go i sowa wyleciała przez okno, no szkoda :c. Zobaczyłam napis zielonym atramentem Hogwart do Natalie Blueye, Mała chatka na środku polany. No to było trochę dziwne, wahałam się czy otworzyć list czy nie. W końcu rozerwałam kopertę i zobaczyłam co było w środku napisane.

Hogwart
Szkoła Magii i Czarodziejstwa
Dyrektor: Albus Dumbledore
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar, Główny Mag, Najwyższa Szycha, Międzynarodowy Konfed. Czarodziejów)
Szanowna Pani Blueye,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że   została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.
Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku.
Minewra McGonagall
Zastępca dyrektora
Dołączam listę potrzebnych rzeczy do szkoły.

Przeczytałam ten list kilka razy, nie mogąc uwierzyć. JESTEM CZARODZIEJKĄ!!!!!! To dlatego działy mi się te dziwne rzeczy! Wtedy kiedy ktoś mnie rozzłościł, odrzucało go jak najdalej ode mnie! Ale super! Podręczniki też ciekawe. Ciekawe czy maja bibliotekę, jak tak to muszę przeczytać jak najwięcej, by dowiedzieć się o tej szkole! Ale jak mam dostać się do ich świata. No bo raczej czarodzieje od tak nie chodzą po ulicach. Zaraz!!! Miałam napisać odpowiedź! O sowa wróciła! Wzięłam kartkę i napisałam odpowiedź. Sowa wzięła ja i odleciała. Jedno mnie dręczy. Jak jestem czarodziejką, to czemu rodzice nic mi o tym nie mówili? Może oni nie są czarodziejami? Sowa wleciała znowu przez okno dla mnie z listem. Rozerwałam go szybko i przeczytałam.
Jeśli jest pani z rodziny mugoli (nie czarodziejów) ktoś przyjdzie aby wytłumaczy wszystko. Proszę więc czekać dzisiaj o godzinie 16:00 w swoim domu.
Ufff… Ulżyło mi. Ktoś mi to wszystko wytłumaczy. Zaraz muszę to powiedzieć rodzicom! Wspięłam się na drzewo i już po chwili byłam po 2 stronie muru. Pobiegłam pędem do naszego domu. Oczywiście mieszkałam naprzeciwko Carmen i widziałyśmy się przez okna w sypialniach i wysyłałyśmy sobie wiadomości. Nie komórką! Ja jej nie miałam. Zawiesiłam sznurek i pudełko do którego wrzucałyśmy kartkę z nasza rozmową. Weszłam do domu i zastałam rodziców w kuchni. Rachel zmywała naczynia, jest to wysoka kobieta w rudych włosach i o zielonych oczach. Thomas siedział przy stole i czytał gazetę. Niski i gruby. Fuj… i do tego blond włosy. Podbiegłam do kobiety i powiedziałam.
-Hej, już jestem w domu i mam dla was wiadomość.
-Co znowu?!- Powiedziała
Pokazałam jej list. A ona oddała mi go z rozbawieniem w oczach.
-Czy ty przypadkiem tego nie zmyśliłaś? Jesteś dziwnym dzieckiem.
No tak oni nie brali tego na poważnie. Czasami zastanawiałam się czy mnie nie adoptowali. Po prostu byli idiotami, którzy nie pojmowali mojego rozumowania.
-Rachel ale ty nie rozumiesz!- Nigdy nie nazywałam ich rodzicami, a co gorsza mamą, czy tatą.- Ale chociaż nigdzie nie wychodzicie wieczorem?- zapytałam z nadzieją, lecz nie potrzebną, bo oni zawsze robili tak jak ja nie chce. Spojrzałam na zegarek, 14:50. Trzeba ich tylko godzinę i 10 minut zatrzymać w domu. Coś wymyślę.
- Wiesz mała, mięliśmy gdzieś z Tomem wyjść o 15:40, a wrócić o 19:00.
Thomas zerknął na nią z jedna brwią uniesioną do góry, a po chwili wrócił do czytania gazety.
- No dobrze to ja idę jeszcze trochę na dwór. –Oni wręcz kochali jak mnie nie było w domu. Czasami myślę czy by z tond nie uciec. Poszłam prosto do Carmen. Zapukałam i otworzyła jej mama.
-O witaj Natalie, jak miło cie widzieć. – Powiedziała uprzejmym tonem i gestem zaprosiła mnie do środka. W salonie siedział jej tata i popijał herbatę.
- Witaj Natalie, Carmen jest na górze, zaraz zejdzie. –powiedział jej tato radosnym głosem.
Jej rodzice byli bardzo mili, w przeciwieństwie do moich. Poczekałam i zeszła Carmen, razem wyszłyśmy przed drzwi. Usiadłyśmy na schodach.
- Natalie muszę ci coś powiedzieć…- zaczęła Carmen
-Słucham, jesteśmy przyjaciółkami, pamiętasz? Bez sekretów.
-Ok, przeczytaj to sobie –powiedziała i podała mi list.
Nie wierzę ten sam list, te samo pismo i znowu wzmianka o Hogwarcie. Uśmiechnęłam się do niej, a ona speszyła się.
-Proszę nie zrywajmy naszej przyjaźni dlatego ,że jestem… inna.- powiedziała, a ja zaśmiałam się i podałam jej mój list.
-Tak? Dziwoląg mówisz? Przeczytaj sobie to.
Jak skończyła czytać obie uśmiechnęłyśmy się i weszłyśmy do jej domu.
-Mamo, tato! Natalie tez jest czarodziejką!!!- krzyczała na cały dom.
-No to gratuluje, Natalie. – dodali oboje patrząc na mnie z dumą.
-Dziękuje, do moich… opiekunów, też przyjdzie ktoś, żeby to wytłumaczyć. Tylko oni nie chcą zostać. Musze coś wykombinować.-dodałam patrząc na zegarek, 15:16.
- Powodzenia, rzuciła Carmen i popędziłam do mojego ,,domu”(naprawdę nie uważam to za mój dom, czuję się tam jak jakiś niechciany gość). Siedziałam w moim pokoju i rysowałam plan ,,Jak zatrzymać ICH” na kartce:


No i akcje czas zacząć. Zbiegłam po schodach i wszystko przygotowałam (tak jak na planie) i usiadłam przy stole z książką i 3 Tymbarkami (na 3 fazy ;P).
Rachel zeszła z Tomem w pięknej sukience. Tom jako ,,dżentelmen” otworzył jej drzwi. Wiadro spadło na nią i była w ślimakach :D. Popatrzyłam na zegarek, minęło dokładnie 5 minut, 15:45. Otworzyłam Tymbarka, na zakrętce pisało ,,Czekam na więcej”. Ale trafne :D. Po 5 minutach Rachel zeszła w nowej kiecce i wyszła z Tomem, po czym nie patrząc pod nogi, weszła w psią kupę. 15:55 zmieniła buty. Otworzyłam kolejny napój ,,Dobry ruch”. Dzięki :D. Teraz krzątała się po domu szukając naszyjnika. 15:58 nadal szuka. Otwieram 3 picie o 15:59, z napisem ,,magia istnieje”, o tak Magia istnieje :D. O równo 16 weszła ciemna postać i usiadła. Wszyscy patrzyliśmy na nią. Po chwili zebrałam w sobie odwagę i olśniło mnie.
-,,No kiedy w końcu ktoś zacznie rozmowę”- Usłyszałam cichy szept w mojej głowie.
-Witam Madame, jestem Natalia Blueye, może zechcesz się nam przedstawić? –zaczęłam niepewnym tonem
-Witaj Natalie i was również witam, jestem Minewra MacGonagall, pisałam, że wasza córka będzie uczęszczać do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwardzie. Czy macie jakieś pytania? –zapytała.
Tom i Rachell stanęli osłupieni, a po chwili parsknęli głośnym śmiechem.
-Paniusiu, pomyliłaś domy, dom dla szaleńców jest 2 przecznice z tond. A po 2 ona nie jest NASZĄ córką, adoptowaliśmy ją, bo jej rodzice zginęli w wypadku.
-Wiem to, jeśli nie macie pytań możecie z stąd iść.- powiedziała stanowczo.
Po czym oni wyszli, a ja zostałam sama jak palec. Była chwila ciszy, a ja zapytałam panią.
- Czy ja naprawdę jestem czarodziejką?
-Oczywiście młoda damo, jesteś jak sądzę czystej krwi. Twoi rodzice byli dobrymi ludźmi, ale zginęli na misji złapania zbiegłego czarodzieja. Byli Aurorami, czyli gonili złych czarodziei. A ty zostałaś sama i nie miałaś więcej krewnych którzy by ciebie chcieli. A teraz pozwól pójdziemy na ulicę Pokątną z twoją przyjaciółką Carmen, na małe zakupy.
-Skąd pani wie, o Carmen? I czy w Hogwarcie jest biblioteka?
-Oczywiście! Biblioteka jest ogromna! I mam swoje sposoby ;).- powiedziała i wyszłyśmy z Profesor McGonagall po Carmen, która przyglądała się nam w oknie.



-------------------------------------
Następny rozdział perspektywa Carmel :)

Pozdrowionka wasza Natalie ;*

1 komentarz:

  1. Nominowałam cię do Liebster Award :)
    Więcej informacji u mnie:
    http://lasttoknowblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń