Perspektywa Carmen
HOGWART SZKOŁA MAGII I CZARODZIEJSTWA
UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną (czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo z podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
UWAGA : wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem
PODRĘCZNIKI
Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł :
Standardowa księga zaklęć (1 stopień) Mirandy Goshawk
Dzieje magii Bathildy Bagshot
Teoria magii Adalberta Wafflinga
Wprowadzenie do trandmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jiggera
Fantastyczne zwierzęta i jak je znależć Newta Scamandera
Ciemne moce : Poradnik Samoobrony Quentina Trimble'a
POSOSTAŁE WYPOSAŻENIE
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą mieć także jedną sową ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIRWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ
Lista zakupów z całej swojej okazałości. Tylko od czego zacząć. Z tego co mówił Profesor Lupin, niedługo przyjedzie taksówka. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Mama już idzie otworzyć. A tam kto?! Natalie z surowo wyglądającą panią. Chyba też była czarodziejką, ponieważ miała na sobie dziwną sukienkę i śmieszny kapelusz na głowie. Ciasno upięty kok pasował do jej poważnej miny i chłodnego spojrzenia.
-Remus!? Co ty tu robisz?- przywitanie niezbyt miłe, ale najwidoczniej bardzo się zdziwiła.
-Dumbledore powiedział, że idziesz do Natalie, ja postanowiłem przyjść do Carmen. To chyba jasne.- mężczyzna uśmiechnął się do mnie- Nie masz chyba mi tego za złe.- teraz już wiem, że bardzo go lubię. Jeśli on uczy w tej szkole, to będę bardzo szczęśliwa. A kto to ten Dumbledore? Natalie chyba znudziło się stanie. Podeszła do mnie i usiadła na kanapie. Dorośli rozmawiali dalej.
-Myślałam, że ja pójdę do obu, ponieważ się znają.-
-No to pojedziemy razem.- Szczerze, to bardzo się cieszę, że będę jechała razem z Natalie! Ona widocznie też jest szczęśliwa.
Taksówka wreszcie przyjechała. Kierowca też był pewnie czarodziejem, bo normalny człowiek zdziwiłby się, gdyby do jego samochodu weszliby dwoje ludzi w dziwacznych strojach, dwie dziewczynki i rodzice.
Podczas drogi Profesor McGonagall (dowiedziałam się jak ma na nazwisko i też jest profesorem) i Profesor Lupin, opowiedzieli nam o mugolach, Hogwarcie, Dumbledorze oraz o świecie magii.
-Ten Dumbledore to niezła szycha!- powiedziała Natalie z podziwem. Dużo osiągnął, chyba można to przyznać.
-Oczywiście, proponowali mu nawet posadę Ministra Magii, ale odmówił. Chciał pozostać z nami w Hogwarcie. Jest naprawdę wybitnym człowiekiem.- McGonagall była bardzo dumna z tego co mówiła.
Samochód zatrzymał się przed jakimś brudnym pubem. Z tabliczki wynika, że nazywa się "Dziurawy kocioł". W środku o dziwo nie śmierdziało. Było nawet przytulnie. Parę obrazów wisiało na wyblakłych ścianach. Wielki stół co chwile chwiał się na drewnianych nogach. Zauważyłam także parę drzwi. W jednych zauważyłam coś w rodzaju salonu. Za ladą stał łysy mężczyzna. Wyglądał miło, pomimo braku paru zębów.
Lupin i moi rodzice poszliśmy do ogromnego budynku z pozłacanymi drzwiami. Powiedział, że to bank Gringotta. W środku wisiał ogromny szklany żyrandol. Pięknie się prezentował. Przy stolikach siedziały dziwne stworzenia. Gobliny. Podeszliśmy do jednego i poprosiliśmy o rozmienienie pieniędzy.
-Czarodzieje mają inne pieniądze. Galeony, sykle i knuty. Z tymi nic nie kupicie.- Goblin zabrał 200 euro i poszedł z nimi w jakiś ciemny korytarz. Wraca z ślicznie wyglądającymi monetami. Mieniły się w blasku świateł.
-Możemy najpierw kupić różdżkę??! Proszę!- Lupin tylko uśmiechnął się szeroko i zaprowadził mnie i moich rodziców do starego sklepu. Było w nim trochę pajęczyn. Po chwili wyszedł zza wielkich regałów stary człowiek. Olliviander. Nazwisko widniało na jego tabliczce. Od razu podszedł do ostatniego regału i wybrał ciemne pudełko. Podszedł do mnie i bez słowa wcisnął mi w rękę patyk. Przepraszam różdżkę. Lupin patrzył na mnie z podekscytowaniem. Machał dziwnie głową. Chyba chodzi o to, że mam zamachać nią. Machnęłam, ale różdżka rozsypała tylko stertę papierów.
Po dziesięciu "przymiarach" na właściwą, znalazłam wreszcie właściwą. Pan powiedział, że to włókno ze smoczego serca, 10,5 cala, odpowiednio giętka. Nie wiem o co chodzi, ale co tam. Na następny cel poszły książki. Sklepikarz pomógł nam wybrać właściwe. Po zakupach przyszła czas na szaty. Bardzo miła pani, zdaje się, że Madam Malkin, wzięła ze mnie rozmiary, zawiesiła na mnie szaty, by potem je odpowiednio skrócić. Już się nie mogę doczekać aż będę mogła w nich chodzić po zamku, a podobno jest on ogromny!
Szaty, tiara, płaszcz i rękawiczki trafiły do siatki. Pozostał jeszcze kociołek, fiolki teleskop i miedziana waga. Lupin zaproponował, że weźmie od nas pieniądze i kupi za nas te rzeczy. My z rodzicami poszliśmy się rozglądać za moim prezentem urodzinowym.
-Na liście napisane jest, że studenci mogą mieć kota, sowę lub ropuchę. To chyba był by dobry prezent, co?- nawet bardzo dobry! Z tego co mówił Lupin, czarodzieje komunikują się sowią pocztą. Przydałaby się sowa. Mogłabym wysyłać listy rodzicom. Ruszyliśmy więc w stronę sklepu z szyldem w kształcie kota. W środku było pełno najróżniejszych zwierząt! Kotów było najwięcej, ale ja i tak chciałam sowę. Najbardziej spodobała mi się ruda o średniej wielkości. Kosztowała 12 galeonów i 3 sykle. Na zewnątrz czekał Lupin z workiem pełnym dziwnych przedmiotów. Po tych całych zakupach, zaczęłam się ciekawić, co z Natalie. Jak na zawołanie, wyłoniła się z Profesor McGonagall zza rogu. Mama podeszłam do niej i zaczęła szeptać jej coś na ucho. Na ustach mojej przyjaciółki, pojawiał się coraz większy uśmiech. Pobiegły zaraz obie do sklepu, w którym przed chwilą byłyśmy i wyszły z klatką, a w niej siedział sobie spokojnie brązowy puchacz. Najwidoczniej spał. Słodko wyglądał. Natalie z mamą uśmiechnęły się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech.
-Czas wracać!- zawołał wesoło Lupin. Ten sam taksówkarz odwiózł nas do domu.
-Do jutra!- krzyknęła Natalie! Pomachałam jej na pożegnanie. Nareszcie dom! Pobiegłam do swojego pokoju. Wszystko zaczęłam odkładać. Książki na półke, szaty tu, kufer też najwidoczniej został kupiony. Różdżka... na razie ją odłożę. Sówkę nazwę... Rose! Tak, to dobre imię. A teraz zabiorę się za czytanie Dziej Magii. Może dowiem się coś więcej o niej...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz