-Hehehehahhahyhyhy!!- kto to?! Ten śmiech... Aa! Coś rzuciło we mnie balonem z wodą! Aa!! No teraz to przesada! Rzucać w dzieci krzesłami?! Co to jest? Dokładnie kilka metrów ode mnie wisiał w powietrzu mały stworek. Miał śmieszne ubranie i ciągle się złośliwie uśmiechał.
-Co tu robisz tak wcześnie?- zaskrzeczał.- Takie małe bobasy jak ty, powinny spać jeszcze w swoich różowych łóżeczkach!- tym razem cisnął we mnie szklanym wazonem, który rozbił się kilka cali od mojej głowy. Kim on jest?! Lepiej się wycofać. Zeszłam więc powoli po schodach, kiedy mały szkodnik oglądał obraz z wizerunkiem jakiegoś starszego pana. Człowiek się zaczął buntować, bo "coś' chciało go podnieść. Przyglądając się mu cały czas, szłam tyłem. Nagle schody zaczęły się przemieszczać. Złapałam się szybko kamiennej poręczy. Szybko pobiegłam przed siebie. Słyszałam wołania duszka. Nie mam pojęcia gdzie jestem! Jakiś balkonik! Szybko wślizgnęłam się na niego. Krzyki ucichły. Wróciłam tą samą drogą.
Po śniadaniu ruszyliśmy w stronę sali do Historii Magii. Parę puchonów czekało już na początek lekcji.
-To na pewno był Irytek. Z tego co opowiedziałaś, jestem tego pewny. Nikt inny w Hogwardzie nie rzuciłby w kogoś krzesłem!- odparł Paul. Następnym razem będę go unikać. Drzwi się otworzyły. Weszliśmy do sali. Duch Profesora Binnsa wyleciał z podłogi. Tym razem mieliśmy omawiać początki świata magicznego. Wyszystko o Goblinach w tamtych czasach, czarodziejach i czarownicach, a także o prawach podlegających im. I to przez dwie godziny! Nie wiem czy to wytrzymam... Głos ducha był tak monotonny i senny.
-Na następną lekcję proszę przygotować wszystkie prawa przykazane Goblinom w III wieku.- i jeszcze zadanie domowe! Nie... Teraz lunch. Nawet zgłodniałam.
-Już myślałem, że nie zaśniesz. A jednak...- powiedział Stuu szczerząc zęby. Zeszliśmy do Wielkiej Sali. Nabrałam dwa tosty i jabłko. Sok dyniowy... A teraz... Hmmm... Zerknę na plan... Zaklęcia ze Ślizgonami. Nie najgorzej, choć wolałabym już transmutację. Szybko wszystko zjadłam. Jabłko zjem po drodze. Poczekałam na nich i ruszyliśmy w stronę dziedzińca transmutacji. Usiadłam na ławce.
Weszliśmy do klasy. Wyciągnęłam różdżkę i podręcznik.
-Dzisiaj będziemy ćwiczyć zaklęcie otwierające różne rzeczy. Proszę wyciągnąć różdżki i stanąć w kolejce przed tymi drzwiami.- powiedział Profesor Flitwick i wyczarował piękne drewniane drzwi. Ustawiliśmy się przed nimi.
-Różdżka przed siebie i mówicie: Alohomora. Chyba to nie jest dla was za trudne, hę?- pisnął.
-Alohomora!- krzyknęła jakaś Ślizgonka stojąca na początku. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem. Czarodziej po każdym zaklęciu rzuconym na drzwi, machał różdżką mówiąc coś w rodzaju: Colloportus.
Pod koniec, profesor pożegnał się z nami i oznajmił, że powinniśmy dalej ćwiczyć zaklęcie powodujące lewitacje danego przedmiotu. Daleko nie musieliśmy iść. Sala od transmutacji jest bardzo blisko tej sali. Byliśmy tam pierwsi. Korzystając z w miarę ładnej pogody, wyszliśmy na dziedziniec. Po paru minutach przyszła Natalie z prawdopodobnie swoimi znajomymi z Ravenclawu. Przyszli do nas. Przywitaliśmy się wszyscy. Zaczęło się poznawanie, bo wcześniej nie było okazji. Nathan, Nick i Mia, to przyjaciele Natalie. My też się przedstawiliśmy. Porozmawialiśmy trochę. Natalie wyciągnęła mnie, by porozmawiać na osobności. Opowiedziała mi swój sen i pobyt u Hagrida. Obiecałam jej pomóc w szukaniu informacji. Dołączyliśmy do reszty, gdy zaczęła się lekcja poszliśmy razem do sali.
-Dzień dobry. Dzisiaj będziemy zamieniać guziki w żuki. To jest trudniejsze niż odwrotność, ponieważ trzeba wyczarować wszystkie nerwy,zmienić kolor i tak dalej. Do roboty.- Profesor McGonagall rozdała każdemu po dziesięć guzików. Mi dopiero za którymś razem się udało. Pierwszy żuk był koloru guzika. Kolejne nabierały powoli kolor, który wybrałam. Pod koniec lekcji udało mi się z trudem zamienić wszystkie guziki. Dostałam nawet 10 punktów dla mojego domu.
Po obiedzie ruszyliśmy na wieżę od Obrony przed czarną magią. Na lekcji Lupin oznajmił, że znowu poćwiczymy boginy. Mówił jeszcze, że jest to bardzo ważne, byśmy potrafili zmierzyć się ze swoimi lękami. Tak więc znowu ustawiliśmy się w kolejce przed szafą. Profesor przypomniał, byśmy wyobraziliśmy sobie coś śmiesznego.
-By pokonać bogina, potrzebny jest śmiech. Samo zaklęcie nie wystarczy, pamiętajcie o tym.- przypomniał.- Przygotujcie różdżki!- szafa otworzyła się. Wyszła z niej powoli mumia. Mika szybko krzyknęła zaklęcie i mumia zamieniła się w rolkę papieru. Wszyscy oczywiście w śmiech.
Nadeszła kolej na mnie. Patrzyłam jak bogin próbował znaleźć mój największy strach. Nagle na podłodze zobaczyłam Rose. Leżała martwa. Zaczęły po niej chodzić muchy. Jedna chyba weszła jej do gardła... Poczułam łzy w oczach. Serce mi jakby pękło. "To tylko bogin, Carmen. Pomyśl o czymś wesołym i rzuć zaklęcie. Dasz radę." usłyszałam jakby z oddali głos Lupina. Podniosłam rękę.
-Riddiculus!- usłyszałam swój własny głos. Nagle sowa podniosła się z podłogi. Zaczęła latać po całej sali. Robiła salta i piruety. Wszyscy byli szczęśliwi. Lupin uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Ja idę na te dodatkowe zajęcia u McGonagall. Spotkamy się w pokoju wspólnym, ok?- spytałam.
-Ok. Może nauczysz się czegoś, to nam pokażesz.- Paul wyszczerzył zęby.
-Może. Do zobaczenia!- pobiegłam do sali transmutacji. Tam miały się odbywać lekcje. Profesor McGonagall już czekała.
-Witaj. Usiądź. Zaraz do ciebie przyjdę. Muszę tylko coś załatwić- pokiwałam tylko głową.
Hmmm... A może być tak spróbować coś zmienić. Może kolor włosów? Ale jak to się robi? Mmmmmm.... Blond włosy. Blond włosy! Nic się nie stało... Szkoda.
-Dobrze, a więc zacznijmy lekcję.- ale ona jest szybka!- ja nie jestem metamorfomagiem, ale mogę ci dać wskazówki lub pomóc opanować twoją, że tak powiem, moc. Na razie wiemy tyle, że zmieniasz się, gdy wpływają na ciebie silne emocje. No ale cóż, czas już nad tym zapanować, czyż nie?-
-Dziękuję Pani Profesor. Do widzenia.-
-Carmen.-
-Yyyy... Tak?- coś się stało?
-Mam do ciebie jeszcze jedną sprawę. Chodzi mianowicie o Profesora Lupina i o Nimfadore Tonks. Nie wiem czy wiesz, ale oni są małżeństwem, a po rozmowie z Profesorem Dumbledorem, wywnioskowaliśmy, że twoja mama jest siostrą Tonks. Jeszcze nie jesteśmy pewni. Wysłaliśmy sowę do Tonks oraz do twojej matki. A co do Profesora Lupina, to pewnie się już domyślasz, że jeśli to okaże się prawdą, to... Remus jest twoim wujkiem. Nie wiem jak to może wpłynąć na twoje relacje z Remusem, ale chyba teraz też są bardzo dobre. Yyyy... Carmen...- naprawdę? Lupin moim WUJKIEM?! To niemożliwe!
-To ja może już pójdę... Czekają na mnie...- wyszłam spokojnie s sali. Gdy byłam na zewnątrz pobiegłam ile sił w nogach do salonu Gryfonów.
-Naprawdę?! Tak powiedziała McGonagall?- Bridget nie mogła uwierzyć własnym uszom. Albo mi...
-Dokładnie tak.-
-A nauczyłaś się zmieniać coś w sobie?- spytał nieśmiało Paul.
-No, trochę tak.- to chyba jest ciekawszy temat.- Nie wiem czy mi się uda, ale mogę spróbować.- uśmiechnęłam się do niego. Zamknęłam oczy. Skupiłam się mocno na moich włosach. Teraz kolor. Może czarny? Niech będzie. Jeszcze więcej skupienia...
-Łał! Masz teraz czarne włosy! Naprawdę! Idź zobacz do lustra.- Stuu nie mógł uwierzyć. Ja również. Pobiegłam szybko do lustra. Faktycznie mi się udało! Nie były tak do końca czarne, bo gdzie nie gdzie widać było brązowe loki, ale mi tyle wystarczyło. A co do Lupina... Może nawet fajnie, że jest moim wujkiem...


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz