-Hej, Paul. Idziesz na śniadanie?-
-No.- Uśmiechnął się do mnie lekko.- Idziemy razem?-
-Ok. A ty... jesteś czystej krwi?- trochę się zawstydziłam tym pytaniem, ponieważ może uznać, że nie zadaję się z mugolami.
-Półkrwi. A ty?-
-Urodziłam się w rodzinie mugoli. A wiesz co nieco o świecie magii? Ja za dużo rzeczy nie wiem.- znowu poczułam się głupio.
-Moja mama dużo mi opowiadała. Co chciałabyś się dowiedzieć?-
Miło rozmawiając doszliśmy w końcu do Wielkiej Sali. Przy wejściu spotkaliśmy Profesor McGonagall, która dała nam plan lekcji. Usiedliśmy przy stole dla Gryfonów. Natalie chyba już zjadła.
-Zobacz. Według planu najpierw będziemy transmutację z Krukonami. To nawet nieźle, ale potem zaklęcia ze Ślizgonami. Gryfoni i Ślizgoni raczej za sobą nie przepadają. Często wybuchają kłótnie między naszym a ich domem.- Paul wziął na talerz dwie kromki chleba i kawałek szynki. Ja popatrzyłam łakomym wzrokiem na płatki z mlekiem i nałożyłam sobie. Po jakimś czasie przyszłam Bridget wraz z Anabell.
Przy drzwiach minęliśmy jeszcze paru chłopaków i Mike. Wróciliśmy do pokoju wspólnego gryfonów i ja poszłam do sypialni dziewcząt. Paul chciał iść ze mną, bo nie wiedział co zrobić, ale przy drzwiach schody zamieniły się w śliską zjeżdżalnię, i oboje zjechaliśmy na dół. Jakiś chłopak pomógł mi wstać i powiedział, że chłopacy nie mogą wchodzić do sypialni dziewczyn. Nawet fajnie. Tym razem poszłam sama. Spakowałam potrzebne rzeczy do torby, a mianowicie różdżkę, plan lekcji, książki, pióro i pergamin oraz parę drobiazgów. Założyłam zegarek na rękę i zeszłam do pokoju wspólnego, by poczekać na dziewczyny.
Po 15 minutach Bridget, Lena, Mika i Anabell zeszły spakowane. Poczekałyśmy jeszcze na chłopaków i pełną paczką ruszyliśmy pod salę do transmutacji.
W klasie usiadłam obok Natalie oraz Briana. Niedaleko siedział także Paul, który pokazał mi kciuk do góry, na znak, bym się nie denerwowała i że będzie OK.
-Dziś będziemy zmieniać kolor waszych piór.- Natalie odetchnęła z ulgą. Od razu wyciągnęła różdżkę i zmieniła kolor pióra na fioletowy. Pani Profesor dała jej i jakiemuś krukonowi 10 punktów. Też chciała zarobić trochę dla mojego domu. Chyba za bardzo się tym przejęłam, bo pióro ciągle leżało sobie spokojnie. Nagle zauważyłam, że Natalie patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. Kilka uczniów też zwróciło na mnie uwagę. Profesor McGonagall podeszłam do nas i poprosiła Natalie, by zaprowadziła mnie do skrzydła szpitalnego. Nie wiedziałam o co chodzi. Dopiero na korytarzu skapnęłam się, że jestem cała żółta!
Położyłam się na łóżku. Po chwili przyszła pielęgniarka. Sprawdziła o co chodzi.
Po paru minutach poprosiła Natalie, by poszła po Profesor McGonagall. Pani Pomfrey oraz Profesor McGonagall rozmawiały chyba o metamorfomagach. Nie wiem kim oni są, ale chyba ja nim jestem.
-O co chodzi?- zapytałam się w końcu. Powinni mi to wszystko wytłumaczyć.
-To znaczy, że możesz w każdej chwili, kiedy chcesz zmieniać wygląd. Ale teraz kiedy dopiero to się kształtuje na zmianę wyglądu wpływają silne emocje. Ale spokojnie, nauczę cie to kontrolować.- Uśmiechnęła się.- Czy to zdarzało się wcześniej?- zapytała Natalie.
Łał! To naprawdę fajnie! Będę mogła zmieniać w sobie WSZYSTKO! Po drodze chciałam zmienić kolor moich brązowych loków na czarny. Chyba trochę pociemniał, ale nie jestem pewna.
-Teraz zaklęcia.- przypomniał Paul. Chyba będziemy dobrymi przyjaciółmi. Razem z Bridget i Stuartem, ruszyliśmy w stronę sali do zaklęć. Nie szliśmy długo.
Gdy wreszcie zaczęła się lekcja, przyszedł niski czarodziej i wpuścił nas do sali. Usiadłam obok Stuu i Leny. Na zajęciach mieliśmy nauczyć się zaklęcia które czyści oraz porządkuje różne rzeczy. Trzeba powiedzieć: Chłoszczyć wskazując różdżką na przedmiot, który chcemy wyczyścić. Nagle wszyscy w sali zaczęli krzyczeć: Chłoszczyć! Śmiesznie to brzmiało. Zachichotała cicho i sama wypowiedziałam zaklęcie. Nad brudną patelnią, którą dał mi Profesor Flitwick pojawiła się na chwileczkę piana. Za piątym razem patelnia wyczyściła się do końca. Ćwiczyliśmy także na innych, większych przedmiotach. Nawet nieźle było.
-Lunch!- krzyknął jakiś Ślizgon wybiegając z klasy. Poszłam razem z naszą "paczką" w stronę Wielkiej Sali. Usiedliśmy koło siebie przy stole. Wzięłam parę kanapek i zaczęłam je po kolei zjadać.
-Co teraz mamy?- spytała Bridget.
-Dwie Lekcje zielarstwa z Puchonami. Nie najgorzej.- odparł Stuart patrząc na plan lekcji.
-No.-przytaknęłam.
Chwilę później podeszła do mnie Profesor McGonagall. Chłopacy trochę się zdziwili. Pewnie myśleli, że coś przeskrobałam.
-Carmen, możesz na chwilę?- spytała spokojnie McGonagall.
Przytaknęłam głową i poszłam za panią.
-Ustaliłam z Profesorem Dumbledore, że będziesz do mnie przychodziła dwa razy w tygodniu, by ćwiczyć twoje zdolności metamorfomaga. Myślę, że środy i piątki będą odpowiednie. Od razu po lekcjach byś przychodziła do mojego gabinetu, dobrze?-
-Dobrze.- Profesor McGonagall uśmiechnęła się do mnie lekko i wyszła z Wielkiej Sali. Pobiegłam szybko do stołu Gryfonów.
-O co chodziło?- spytał Paul.
-Na lekcji transmutacji, stałam się cała żółta, prawda.- przytaknęli.- No właśnie, więc Pani Pomfrey odkryła, że jestem metamorfomagiem,czy coś takiego i od teraz będę chodziła na dodatkowe lekcje do McGonagall, by ona uczyła mnie panować nad tym.- uśmiechnęłam się patrząc na ich wielkie ze zdziwienia oczy.
-Naprawdę?! A możesz teraz zmienić coś w swoim wyglądzie?-
-No nie wiem. Za bardzo jeszcze nie umiem. Ale chyba już powinniśmy iść pod salę do zielarstwa.- palnęłam, by odwrócić ich uwagę ode mnie. Chyba się udało, bo Paul zaśmiał się i powiedział, że zielarstwo jest prowadzone w szklarniach i że faktycznie powinniśmy już iść, bo musimy trochę przejść.
Gdy byliśmy już na kamiennym moście znowu wpadłam na coś wielkiego. Powinnam zacząć patrzeć w górę.
-Nic się nie... widzę, że znowu się spotykamy.- powiedział olbrzym, pomagając mi wstać.- dobrze by było się przedstawić. Rubeus Hagrid, strażnik kluczy i gajowy w Hogwarcie. Możesz mi mówić Hagrid. Każdy mi tak mówi.- Hagrid uśmiechnął się do mnie.-Ty jesteś pewnie Carmen Anail, czyż nie? Dumbledore o tobie mówił. Podobno jesteś spokrewniona z Tonks? Ale ty pewnie tego nie wiesz. A kim są twoi koledzy i koleżanka?- widać, że olbrzym lubi pogadać. Przedstawiłam mu Bridget, Paula i Stuart'a. Potem poszliśmy wreszcie na dziedziniec transmutacji, by dojść do szklarni.
***
Lekjce minęły dosyć szybko i ciekawie. Mówiliśmy między innymi o magicznych roślinach trujących, czyli czego powinnyśmy się strzec. Teraz obiad. Aż zgłodniałam. Wróciliśmy tą samą drogą. Obiad zjedliśmy szybko. Ruszyliśmy do lochów. Siedziała tam już grupka Ślizgonów i parę Gryfonów. Podeszliśmy do nich. W kupie raźniej, nie?
Profesor Snape wpuścił na do środka. Nie było tu zbyt przyjemnie. Nawet trochę strasznie. Snape nie dał na ani chwili wytchnienia. Od razu zaczął nas przepytywać. Trochę się uczyłam, ale nie wiem czy to wystarczy.
-Burton, jaka jest różnica pomiędzy mordownikiem, a tojadem żółtym?- on chyba te pytania miał już przygotowane.
-Em... Żadna, to jest to samo. Chyba...- Snape odszedł bez słowa. To była dobra odpowiedź.
-Gdzie powinno się szukać bezoaru?- tym razem pytanie zadał jakiemuś Ślizgonowi.
-Eeeee....- nie wiedział. Bezoar jest w żołądku kozy. Jest bardzo ważnym składnikiem różnych "odtrutek".
Snape szedł dalej. Tym razem popatrzył na mnie, ale zmienił zdanie i zapytał Leny:
-Do wywaru z elewanu i huraganka złośliwego potrzebny jest jeszcze jeden składnik. Jaki to składnik?-
Hmmm... mam szczęście, że mnie nie zapytał, bo sama nie wiem. Po minie Leny wynika, że ona także.
-Do tego wywaru potrzebny jest wertinem.- powiedziałam- Ponieważ w wertinemie znajduje się mała cząstka elewanu. Minus 2 punkty dla Gryffindoru.- W ostatniej chwili powstrzymałam Maxa, by nie rzucił się na Snape'a. On niczego chyba nie zauważył. Jest opiekunem Slytherinu, ale to nie znaczy, że może ich faworyzować.
-Otwórzcie podręczniki na stronie 54. Macie uwarzyć napój z czyraków. Wszystkie instrukcję są w podręczniku. Pod koniec lekcji ma moim biurku mają się znaleźć fiolki z wywarem.-
Napój z czyraków.
Potrzebne będą:
-suszona pokrzywa
-kły węża
-kolce jeżowca
-3 rogate ślimaki
-3 kropelki jadu węża
-2 żabie odnóża
Jak przyrządzamy:
Najpierw trzeba odważyć suszoną pokrzywę i rozgnieść ją na kawałeczki. Następnie kruszymy kły węża i mieszamy je na stoliku z suszoną pokrzywą. Rogate ślimaki również trzeba uważyć oddzielić ślimaka od skorupy wyrzucić ślimaka skupić się głównie na skorupie. Oddzielić Pazury od odnóży, odważyć i wrzucić do kotła razem z pokrzywami i kłami węża. Doskonale wymieszać.Skorupki ślimaków skropić jadem węża i wrzucić do kotła. Zdjąć kociołek z ognia i dodać kolce jeżowca. Wymieszać. Poczekać od trzech do czterech godzin. Później podać choremu na następny dzień powinno mu się poprawić.
Potrzebne będą:
-suszona pokrzywa
-kły węża
-kolce jeżowca
-3 rogate ślimaki
-3 kropelki jadu węża
-2 żabie odnóża
Jak przyrządzamy:
Najpierw trzeba odważyć suszoną pokrzywę i rozgnieść ją na kawałeczki. Następnie kruszymy kły węża i mieszamy je na stoliku z suszoną pokrzywą. Rogate ślimaki również trzeba uważyć oddzielić ślimaka od skorupy wyrzucić ślimaka skupić się głównie na skorupie. Oddzielić Pazury od odnóży, odważyć i wrzucić do kotła razem z pokrzywami i kłami węża. Doskonale wymieszać.Skorupki ślimaków skropić jadem węża i wrzucić do kotła. Zdjąć kociołek z ognia i dodać kolce jeżowca. Wymieszać. Poczekać od trzech do czterech godzin. Później podać choremu na następny dzień powinno mu się poprawić.
Wszyscy zabrali się do pracy. Max siedzący koło mnie czytał jeszcze instrukcje. Lena nadal smutna, że straciła 2 punkty, zajęła się pokrzywą. Ja zrobiłam to samo. Jeszcze kły węża i mieszanie. Ślimaki- blee! Ale co tam, chcę mieć dobrą ocenę.
Po wymieszaniu wlałam trochę wywaru do fiolki i poszłam oddać ją Snape'owi. Powiedział, że ten kto skończył, może już iść na następną lekcję. Poczekałam jeszcze na Paula, Stuu i Bridget i ruszyliśmy w stronę sali do obrony przed czarną magią. Podobno uczy jej Lupin.
Gdy siadaliśmy już w klasie, przybiegła Natalie. Usiadła koło mnie. Lupin kazał nam podejść do dziwnej szafy, która się dziwnie trzęsła.
-W tej szafie jest stwór o nazwie bogin. Nikt nie wie jak naprawdę wygląda, ponieważ zmienia się w to czego boicie się najbardziej. Kiedy wyjdzie, macie pomyśleć o czymś śmiesznym i powiedzieć zaklęcie: Riddiculus.- uśmiechnął się do nas. Ustawiliśmy się w kolejce.
Paul zobaczył wielkiego psa-zombie. Krzyknął Riddiculus i z różdżki wyleciała mała gumowa piłka. Pies zaczął biegać za nią. Wszyscy zaczęli się śmiać widząc psa biegającego bezmyślnie za piłką. Natalie ujrzała dziwną zakapturzoną postać. Chwilę później szata tej postaci zmieniła kolor na różowy. Znowu śmiech. Jeszcze parę osób było i moja kolej. Ta sama postać co miała Natalie. Wszędzie zrobiło się zimno i cicho. Zanim zdąrzyłam podnieść różdżkę, duch podleciał do mnie i złapał się za kaptur, jakby chciał go ściągnąć. Zamarłam w miejscu. Lupin szybko podniósł różdżkę i coś chyba powiedział. Prawie zemdlałam. Rozdał wszystkim po kawałku czekolady.
-Carmen,Natalie pozwólcie na chwilkę do mnie.- kiedy podeszłyśmy do jego biurka kontynuował.- Skąd wiecie o dementorach?-
-A więc te postacie to dementory!- powiedziałam.
-Podczas wakacji przeczytałyśmy wszystkie książki i na jednej stronie była właśnie ta postać.- odparła Natalie. Lupin myślał przez chwilę i oznajmił, żebyśmy przyszły we wtorek do jego gabinetu. Pokaże nam zaklęcia przeciw tym zjawom, żebyśmy się nie bały.
Nareszcie koniec. Pierwszy dzień i mamy zadane tylko z zielarstwa. A dokładnie mamy się trochę pouczyć o tych trujących roślinach, więc nie za wiele. W sypialni powypytywałyśmy się z zielarstwa. Chciałam porozmawiać jeszcze trochę z Paulem, więc wyszłam i pomaszerowałam w stronę pokoju chłopaków. Zapukałam delikatnie.
-Proszę!- usłyszałam. Weszłam powoli do pokoju. Zastałam tylko Maxa, Paula oraz Stuart'a.
-Gdzie reszta?- zapytałam się Max'a.
-Na kolacji. My też zaraz się wybieramy. Chcesz iść z nami?-
-Pewnie. Zapytam się jeszcze dziewczyn, ok?- chłopacy przytaknęli. Poszłam więc się ich zapytać. Ku mojemu zdziwieniu zastałam tylko Bridget, głaszczącą Rose.
-O! Carmen, dziewczyny były już głodne, więc poszły na kolację. Chciałam na ciebie poczekać, więc... Zostałam!- zaśmiałyśmy się obie. Powiedziała, że możemy iść z chłopakami. Zgodziła się. Chłopacy byli już w pokoju wspólnym. Ruszyliśmy razem do Wielkiej Sali. Szliśmy sobie spokojnie, gdy nagle...
-Ała! Pomóżcie!- odwrócili się i zaczęli mnie wyciągać. To chyba jedna z pułapek Irytka, o którym mówili starsi. Fałszywy stopień. Tym razem ostrożniej, poszliśmy na kolację.
Już w dormitorium wczłapałam się na schody. Od razu przebrałam się w piżdżamę i położyłam do łóżka. Zasnęłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz