poniedziałek, 11 marca 2013

Wtorek, moc Natalie oraz nauka zaklęcia by Carmen

Kolejny dzień w tym niesamowitym zamku. Powoli wstałam z łóżka. Patrzę na zegarek, a tam widnieje godzina 6:49. Trochę wcześnie. Cicho ubrałam się i spakowałam od razu na lekcje. Dałam Rose smakołyk dla sów. Ona zahuczała cichutko.
-Nudzi ci się tutaj?- sowa jakby zrozumiała i podreptała w miejscu. Chyba jest tutaj sowiarnia. Mogłabym ją tam dać. Wyszłam z sypialni. W pokoju wspólnym nikogo jeszcze nie było. Ciekawe, czy mogę wyjść z zamku tak wcześnie. Na śniadaniu raczej nikogo jeszcze nie ma.
-Kto tu jest? A to ty Carmen. Co tu robisz tak wcześnie?- to Paul. Prawdopodobnie dopiero wstał.
-Chciałam iść do sowiarni z Rose.- chłopak widocznie się ożywił.
-Mogę iść z tobą? Szybko się przebiorę. Zaraz przyjdę!- szybko poleciał do sypialni. Pięć minut później był już na dole. Nikt nadal nie wstał. Wyszliśmy. Rozmawialiśmy trochę o Quidditchu. Poszliśmy do wieży z zegarem. Na dziedzińcu znowu spotkaliśmy Hagrida.
-Hej dzieciaki. Tak wcześnie wstaliście? Gdzie idziecie?- Hagrid miał dobry humor.
-Idziemy do sowiarni. Rose nie chce siedzieć w sypialni.- Hagrid zrobił dziwną minę. No tak...- To jest Rose.- powiedziałam, wyciągając sówkę na rękach. Powiedział, że jest bardzo ładna, jednak musi iść do Profesora Dumbledore'a. Pożegnaliśmy się. Ruszyliśmy ponownie przez błonia.

***

Na śniadanie przychodziło coraz więcej osób. Gdy Stuu i Bridget zjedli, wróciliśmy do dormitorium po torby  ruszyliśmy w stronę wieży północnej. Na lekcji mówiliśmy przede wszystkim o zbiorach gwiazd. Było nawet ciekawie. Znowu lekcja z Krukonami. Yey! Obrona przed czarną magią. Znowu trochę łażenia po szkole. Tym razem Lupin powiedział, że dzisiaj będzie zaklęcie rozbrajające, a następna lekcja znowu boginy. Mieliśmy się dobrać w pary. Ja oczywiście z Natalie. Paul trochę posmutniał, ale w końcu stanął w parze ze Stuart'em. Nie było tak źle. Zarobiłam nawet parę punktów dla mojego domu.

Lunch.
-Fajne to zaklęcie. Przydatne. Teraz żaden Ślizgon nic nam nie zrobi.- powiedział Paul machając różdżką w powietrzu. Wszyscy nałożyliśmy sobie po kanapce- Ja, Paul, Bridget, Stuu i Max. Lubi z nami spędzać czas. 
Przed salą do transmutacji czekało już trochę Krukonów. Gdy przyszła Profesor McGonagall, wpuściła nas do sali. Rozdała nam po żuku. Mieliśmy je zamienić w guziki. Natalie nawet dobrze szło. Ja zamieniłam około 12 żuków. Znów punkty! Tym razem 15! Ravenclaw też trochę dostał. Paul wyszedł pod koniec lekcji z sali dumny jak paw.
-O co chodzi?- spytałam z rozbawieniem.
-Zobacz.- wystawił do mnie rękę. Trzymał w niej dwa guziki.- Nieźle, co?- teraz to cała nasza piątka buchnęła śmiechem.
-A tak w ogóle, to co teraz mamy?- spytał Max.
-Historia magii.- Stuu nie wyglądał na zadowolonego. Historia jest przecież z Puchonami.
Czy lekcja naprawdę może być prowadzona przez ducha?! No trudno i tak chyba nie będzie tak źle. Nikt zbytnio entuzjazmu nie wykazywał. Usiedliśmy w ławkach. Nagle z tablicy wyłonił się stary i trochę przeźroczysty duch. Wyglądał jak trup i raczej nim był.
-Niemożliwe, że robiłaś notatki przez całą lekcje!- Stuart był zszokowany. Sam dwa razy zasnął. Ja chyba zaraz też padnę na ziemię i zasnę.

Po obiedzie mamy półtora godziny wolnego.
-Może pójdziemy na błonia? Podobno Hagrid ma tam chatkę. Odwiedzimy go?- spytałam reszty. Wszyscy się zgodzili. Ruszyliśmy w stronę dziedzińca wieży z zegarem. Po 10 minutach byliśmy pod małą chatką na skraju Zakazanego Lasu. Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył nam ten sam olbrzym, z którym spotkałam się rano na dziedzińcu. Uśmiechnął się do nas i wpuścił do środka. Wnętrze tego domku, było małe i dosyć przytulne. Piecyk, stół i łóżko. Znalazły się także dziwne dzbany i kredens.
-Co was do mnie sprowadza? Chcecie herbaty?- zapytał się nastawiając wodę.
-Chętnie.- odpowiedziałam za wszystkich. Wydawali się trochę zamknięci w sobie. Jedynie Paul siedział nawet wyluzowany.- Mamy przerwę między lekcjami. Chcieliśmy wpaść do ciebie i zapytać, jak co tam u ciebie.-
-To miłe z waszej strony.- odparł podając nam gorącą herbatę.- Jak tam pierwszy dzień w nowej szkole?-

Pożegnaliśmy się z Hagridem i ruszyliśmy w stronę zamku.
-Wygląda trochę strasznie.- odrzekła Bridget. Max potwierdził bezgłośnie. Nie dziwię im się, ale dla mnie on jest miłym i pogodnym człowiekiem. Jeśli on w ogóle nim jest!
-Zaklęcia ze Slytherinem.- Mam nadzieję, że zdążymy. Zostało niewiele czasu.

Nareszcie! O mały włos, byśmy się spóźnili. Usiadłam obok Brian'a i jakiegoś Ślizgona.
-Dzisiaj nauczymy się zaklęcia wymuszającego lewitację danego przedmiotu lub rzeczy.- rzekł Profesor Flitwick.- Wyjmijcie różdżki. Najpierw ruch. O tak. Obrót i trach! Doskonale. Wymowa, to Wingardium Leviosa. A teraz próbujcie!- Wyjęłam swoje pióro.
-Wingardium Leviosa! Wingardium Leviosa!-
-Pamiętajcie o ruchu nadgarstka!- pisnął mały czarodziej.
-Wingardium Leviosa!- Tak! Udało się! Niestety tylko na jakieś 5 sekund.

Teraz tylko do Lupina i koniec. Może lepiej jak pójdę sama. Weszłam do klasy do Obrony przed czarną magią. Natalie jeszcze nie było.
Gdy przyszła, Lupin oznajmił, że ma zamiar nam pokazać zaklęcie przeciw dementorom. Chce, żebyśmy się ich nie bały, czy coś tam. Wymowa to Expecto Patronum. Spróbowałyśmy obie, ale z różdżek wyleciała tylko biała mgiełka. No tak jeszcze trzeba myśleć o czymś szczęśliwym. O najszczęśliwszej rzeczy, która nas spotkała w życiu...

Nie chce mi się na razie wracać do dormitorium. Pochodziłam trochę po zamku. Byłam chyba niedaleko dormitorium Ravenclawu, bo zza rogu wypadła Natalie i poprosiła, bym zaprowadziła ją do skrzydła szpitalnego. Na miejscu, Pani Pomfrey kazała mi pójść po Profesora Snape'a, bo Natalie słyszy dziwne głosy w swojej głowie. Snape oczywiście w swoim gabinecie w lochach. A gdzie indziej. Opowiedziałam mu o Pani Pomfrey i o Natalie. Pobiegliśmy do skrzydła szpitalnego. Zaczęli coś gadać chyba o Natalie. Ona siedziała przestraszona na łóżku. Już mam tego trochę dosyć... Chyba moje włosy znowu zmieniły kolor, dlatego opanowałam się. Chyba nikt tego nie zauważył.

Nareszcie! Tylko zadanie domowe i można iść spać! Co tam jest zadane... Usiadłam z pokoju wspólnym. Tylko parę osób było. Usiadłam przy kominku razem z Paulem oczywiście i zaczęliśmy odrabianie. Transmutacja. Od razu zamieniłam guzik w żuka i na odwrót. Jest OK. Paul miał większe problemy, ale jakoś daliśmy radę. Przysiadł się do nas Stuu.

Nareszcie wieczór. Dziewczyny już przebierają się w piżdżamy. Ja chyba zrobię to samo. Dzisiejszy dzień zaliczam do udanych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz