-Chris!- krzyknęła kobieta zdradzając swoje położenie. Mężczyzna nie zawahał się ani chwili i poleciało to samo zaklęcie. Kobieta leżała martwa koło swojego męża. Morderca odszedł, upewniając się, ze nikogo w pobliżu już nie ma. Nabiegły mi łzy do oczu. Chciałam do nich podbiec, ale to sen i byłam w nim tylko obserwatorem. Podbiegła jakaś kobieta, bardzo podobna do tej, która leżała na ziemi.
-Sophia!- krzyknęła.- NIE!!!- podbiegła do nich i też płakała. Powiedziała do niej, gładząc ją po twarzy.
-Co z dzieckiem? Gdzie jest Natalie?- spytała.
-Bezpieczna...- To były jej ostatnie słowa.
Obudziłam się. Twarz miałam całą w łzach. Pewnie płakałam całą noc, bo poduszka była niczym woda. Wstałam i spojrzałam na zegarek, 5:38. Nie chciałam już spać. Czułam się bezradna. Nienawiść i smutek ze mnie kipiały. Dlaczego nie mogłam nic zrobić?! Wstałam i w piżamie poszłam do pokoju wspólnego. Znalazłam tam parę kartek i ołówki. Usiadłam na kanapie i starałam się narysować tą kobietę i mężczyznę. Niezbyt mi to wychodziło, nie umiałam oddać jej piękna. Poddałam się. Odłożyłam kartki i szkicownik na swoje miejsce. Rozmyślałam nad tym kto to był. Zapisałam sobie w notatniku (żeby nie zapomnieć) imiona które usłyszałam. Chris i Sophia...A ta druga kobieta? Kim ona była? Może jeszcze żyje? To prawdopodobne, bo wyglądała na 20 lat. Może uda mi się poszperać coś o niej w bibliotece? A to pudełeczko? Nadal jest pod drzewem? Te pytania ciągle mnie zaręczały... Do pokoju wspólnego wszedł Kevin.
-Ty też nie możesz spać?- spytał. Nic nie mówiąc kiwnęłam głową.
-Chcesz pograć w szachy?- Nie umiałam w to grać ale się zgodziłam.
Rozłożyliśmy plansze, ja ruszałam białymi on czarnymi. Szybko zleciał czas. Więcej zajęło mu tłumaczenie mi gry, niż samo granie. Była 6:23. Postanowiłam ubrać się i wyjść na świeże powietrze. Pierwsza czynność zajęła mi mało czasu.Napisałam jeszcze liścik do mojej "paczki" i włożyłam Mii pod rękę.
***
Byłam na błoniach. Zapach czystego powietrza orzeźwił mnie. Chciałam sprawdzić wszystkie drzewa, by tylko zobaczyć to pudełko. Już miałam wchodzić do lasu, ale usłyszałam za sobą trochę ochrypły głos.
-Gdzie się wybierasz?- odwróciłam się. To był Hagrid. Zrobiłam zawstydzoną minę, ze znowu mnie na czymś przyłapał. Spojrzał na zegarek.
-Śniadanie ci zaraz minie. Może masz ochotę na herbatkę?-zapytał z uśmiechem. Skołowało mnie to. Pierw taki zły, a teraz wesoły.
-Chętnie.- powiedziałam.
Weszliśmy do jego małej chatki. Był tam kominek, a pod oknem leżał pies. Usiadłam na krześle, a on nalał mi herbatki i poczęstował ciastkami.
-Kieł nie bądź niegrzeczny, przywitaj się.- jak na zawołanie, pies zaczął lizać mnie po twarzy. Potem jednak wrócił spać. Harid usiadł kolo mnie i zapytał.
-Dlaczego tak cię ciągnie do zakazanego lasu?-
-Ciekawość to nie grzech.-powiedziałam.
-W Hogwarcie poniekąd tak.- odpowiedział lekko się śmiejąc. Siedzieliśmy trochę w ciszy. Postanowiłam teraz ja mu zadać pytanie.
-Hagridzie, jak długo jesteś gajowym?- To pytanie trochę go skołowało.
-Długo, a co?--Bo miałam taki sen, dlatego chciałam pójść do zakazanego lasu.-powiedziałam, chyba był gotów, że opowiem mu sen, ale szybko dodałam.- To był bardzo długi sen.
-Nigdzie mi się nie spieszy.- dodał z uśmiechem. Opowiedziałam mu go ze szczegółami.
-Przykro mi, wtedy było dużo Sophi, taka moda na to imię, nie umiem powiedzieć która była w twoim śnie.- powiedział.- No idź już bo spóźnisz się na lekcje.- dodał uśmiechem.- Jesteś tu mile widziana.
-Dziękuje. Niedługo cię odwiedzę, może uda mi się znaleźć moją przyjaciółkę.- uśmiechnęłam się.
-Carmen Anal?-kiwnęłam.- Odwiedza mnie często. No idź już!- dodał zamykając drzwi. Popędziłam na zielarstwo.
***
Dobraliśmy się w czwórkę, bo pracowaliśmy przy jakiś roślinach.
-Czemu cie nie było na śniadaniu?-spytał Nick szeptem.
Wyjaśniłam im mój sen i jak błam u Hagrida.
-Fajnie.- dodał Nathan i Mia.
-Nie rozmawiać!- ostrzegła nas profesor Sprout.
-Jak myślisz kim była ta kobieta?- zapytał Nick.
-Panie Bagad, czym chce pan się z nami podzielić?- powiedziała ironicznie nauczycielka, wyciągając Nicka na środek. Stał jak otępiały, w końcu otrząsnął się i powiedział.
-Za pięć minut koniec lekcji.-
-Jak ci tak śpieszno możesz już wyjść.- powiedziała zagniewana i dała mu dodatkową pracę domową.
Pięć minut szybko minęło i poszliśmy na zaklęcia.
***
Profesor Flitwick kazał nam poćwiczyć zaklęcie czyszczące Chłoszczyść, ponieważ profesor Snape zabrał nam godzinę zaklęć, mówiąc, że eliksiry są ważniejsze.
-Dzisiaj będziemy ćwiczyć zaklęcie otwierające różne rzeczy. Proszę wyciągnąć różdżki i stanąć w kolejce przed tymi drzwiami.- powiedział Profesor Flitwick i wyczarował piękne drewniane drzwi. Ustawiliśmy się przed nimi.
-Różdżka przed siebie i mówicie: Alohomora. Chyba to nie jest dla was za trudne, hę?- pisnął.
-Różdżka przed siebie i mówicie: Alohomora. Chyba to nie jest dla was za trudne, hę?- pisnął.
Pierw zaczęli krukoni, prawie wszystkim się udawało.
-Alohomora!-krzyknęłam i drzwi się otworzyły. Po każdym razie nauczyciel mówił zaklęcie zamykające: Colloportus. Lekcja minęła szybko. Poszliśmy na lunch. Zjedliśmy szybko i poszliśmy na eliksiry.
***
-Dziś zrobicie eliksir Energii, 45 strona w książce, czas start.-powiedział Snape bez uczuć.
Szybko znalazłam tą stronę i przeczytałam instrukcję.
Eliksir Energii
Znakomity eliksir nadający się do spożycia, kiedy jesteśmy zmęczeni;
Składniki: sproszkowany ogon jaszczurki, dwoje oczu nietoperza, 3 listki mandragory, kropla krwi jednorożca.
Jak przyrządzamy:
Posiekaj listki mandragory i wrzuć do kociołka razem ze sproszkowanym ogonem jaszczurki. Zamieszaj energicznie 4 razy. Wyciśnij wodę z oczów nietoperza i zamieszaj. Na koniec dodaj krople krwi jednorożca i zdejmij kociołek z ognia. Poczekaj 3 minuty jak samo wszystko się zmiesza. Po 4 godzinach będzie gotowy do picia.
Zabrałam się do pracy. Po skończeniu, wzięłam fiolkę i dałam ją Snape'owi. Czekałam na innych, zostało jeszcze 5 minut. Kiedy profesor oznajmił koniec lekcji, wszyscy wybiegli z klasy. Poszliśmy na dziedziniec. Zobaczyłam tam Carmen ze swoimi znajomymi. Przedstawiliśmy się wszyscy, a potem wyciągnęłam Carmen, bo chciałam porozmawiać w cztery oczy. Opowiedziałam jej mój sen i pobyt u Hagrida, potem dodałam.
-Pomożesz mi w szukaniu informacji?-
-Od czego są przyjaciele.- dodała z uśmiechem.- jutro wieczorem koło biblioteki.- dodała i dołączyliśmy do reszty.
-Od czego są przyjaciele.- dodała z uśmiechem.- jutro wieczorem koło biblioteki.- dodała i dołączyliśmy do reszty.
***
-Dzień dobry. Dzisiaj będziemy zamieniać guziki w żuki. To jest trudniejsze niż odwrotność, ponieważ trzeba wyczarować wszystkie nerwy,zmienić kolor i tak dalej. Do roboty.- Profesor McGonagall rozdała każdemu po dziesięć guzików. Zamieniałam dopiero w żuka 4 guzika, oczywiście był pół-żukiem, pół-guzikiem. Całkowicie udało mi się przemienić w kompletnego żuka 7 guzik, potem szło łatwo. Po lekcji, poszliśmy na obiad. Zjadłam z przymusu, bo gryzła mnie ciekawość.
***
Na Obronie przed czarną magią, znowu były boginy.
-By pokonać bogina, potrzebny jest śmiech. Samo zaklęcie nie wystarczy, pamiętajcie o tym.- przypomniał.- Przygotujcie różdżki!- szafa otworzyła się. Pierw było parę gryfonów, potem krukoni i na samym końcu, wreszcie ja. W sumie to nie wiedziałam czego się bałam, od pokazania nam zaklęcia na dementory, chyba już ich się nie boje. Byłam ciekawa, co będzie moim nowym lękiem. Z szafy ukazał się mężczyzna z bladą cerą, krwistymi oczami i w pelerynie. W ramionach trzymał tą kobietę z mojego snu, nadal żyła ale nie potrafiła mu uciec. Ogarnął mnie strach, żyj, żyj! Z moich oczu popłynęły łzy, to było o stokroć straszniejsze od dementorów. Nienawidziłam kiedy ktoś z moich bliskich cierpiał, a ja byłam bezradna...Zaraz nie byłam bezradna! Mogłam krzyknąć zaklęcie i odstraszyć bogina, wiedziałam, że przecież to nie dzieje się na prawdę. A jednak ta kobieta nie żyła. Wampir już miał topić kły w szyi pięknej damy, ale krzyknęłam z drżeniem w głosie.
-R...Riddiculus.- Na kłach wampira pojawiły się korki, uciekł, upuszczając kobietę na ziemię. Nie oddychała, zaczęłam szlochać.
-Koniec na dziś. Do widzenia.- powiedział do wszystkich z serdecznym uśmiechem. Dmuchałam nos w chusteczkę, zdążyłam się już opanować i nie płakałam. Nauczyciel jednak zatrzymał mnie.
-Natalie, kim była ta kobieta?-zapytał.
-Nie wiem...-odparłam ze smutkiem w głosie.
***
Lekcje skończyły się. Poszłam do dormitorium dziewczyn i odłożyłam książki. Poszłam do lochów. Czekał tam na mnie Profesor Snape.
-Dzień dobry.- odparłam.
-Witaj Blueye, wież po co tu jesteś. Zaczynamy, skup się na mnie i przeczytaj o czym myślę.-
Tak w sumie, miałam to trochę opanowane. Nic trudnego, wystarczy się skupić na danej osobie i już czytam jej myśli, wchodzę w wspomnienia, przeglądam jak na seansie filmowym dobre i złe myśli, lub po prostu słyszę słowa bez obrazów. Mniej opanowane jednak miałam, mówienie w cudzej głowie. Nadal poruszałam ustami.
,,-Oceniłem już wasze napoje, nie chcesz wiedzieć co dostałaś"-
-Co dostałam?!-spytałam.
-Nie bądź ciekawska, jutro się dowiesz.- powiedział Snape, z triumfem na twarzy.- jeszcze raz.
,,-Niedługo będę sędziować na meczu w Quidditcha."-
-Na prawdę? Będzie pan sędziować?-
-Masz tu już opanowane, sięgnij mi teraz do wspomnień, a ja będę stosować oklumencję.-
Sięgnęłam do jego wspomnień, leżał młody profesor Snape na łące z jakąś ruda dziewczynką. Chyba Snape dowiedział się, że już weszłam głęboko do jego wspomnień.
-Dosyć Blueye, muszę mieć swoje tajemnice.- syknął. Przestałam.
-Teraz powiedz mi coś.- O czym tu powiedzieć nauczycielowi?!
,,-Na prawdę, będzie pan sędziował na meczu Quidditcha?"-
-No to musimy poćwiczyć, poruszasz ustami. Możesz już iść.- powiedział i wyprosił mnie z lochów. Szłam zamyślona, kim była ta kobieta? Ciągle gryzło mnie to po głowie. Nagle znalazłam się na podłodze. Ocknęłam się, wszędzie leżały książki.
-Uważaj jak chodzisz!- krzyknął brunet.
-Tony?- spytałam.
-Natalie? Oj sory ja też powinienem uważać, nic nie widziałem przez te książki.- odparł rumieniąc się.
-Nic się nie stało. Pomóc ci?-zapytałam.
-Jak chcesz.- I zaczęliśmy zbierać książki. Podzieliliśmy je na dwie równe kupki i zaczęliśmy schodzić do lochów.
-Po co ci tyle książek?-spytałam.
-Nie tylko krukoni się uczą.- odparł ze śmiechem.
Stanęliśmy przed kamienną ścianą, a on powiedział hasło, tak cicho, żebym nie słyszała.
-Dzięki za pomoc.-dałam mu wszystkie książki i pożegnałam się z nim.
Idąc do pokoju wspólnego dostałam książką w głowę. Obróciłam się. Za mną szla puchonka z książkami, gadająca z koleżanką. Może to przez przypadek? Znowu oberwałam.
-Dlaczego rzucasz we mnie książkami?-spytałam z irytacją.
-To nie ja, to Irytek Poltergiest.- zobaczyłam jak lata tam z książkami w ręce. Miał złośliwy uśmieszek i małe oczka. Wzięłam książkę i rzuciłam w Irytka.
-Chcesz wojnę, chcesz wojnę?-krzyczał Irytek. Zobaczył, że przestałam rzucać książkami i powiedział kiedy odchodziłam.- Dzidzia musi się wypłakać.
Po chwili byłam już w pokoju wspólnym i opowiadałam jak było na lekcjach ze Snapem. Po mojej przemowie wszyscy ucichli. Cisza trwała w nieskończoność, w końcu przerwałam ją.
-Musze znaleźć jakąś wskazówkę, kim była ta kobieta.-
-Pomożemy ci.- powiedziała Mia kładąc mi rękę na ramieniu.
-Dziękuje.- uśmiechnęłam się do nich.
Poszłam do dormitorium, przebrałam się w piżamę i już miałam zasypiać, kiedy naszła mnie dzika myśl. Może by pójść do zakazanego lasu, poszukać tego pudełeczka? Natalie, nie bądź głupia! Po ciemku nic nie znajdziesz, pierw trzeba poszukać w bibliotece i pytać ludzi. Położyłam się i chwile patrzyłam na baldachim. Może przyśni mi się jakaś podpowiedź. Zasnęłam.
Super :3
OdpowiedzUsuńDziękuję :3
Usuń